Do wypadku doszło w miejscu, gdzie jeszcze dwa lata temu działało strzeżone kąpielisko. Teraz nie ma tu ratowników, wisi zakaz kąpieli i nikt nie powinien wchodzić do wody. W upał, w środku lata "odważnych" jednak nie brakuje. W poniedziałek utonął 16-latek, a już kilka godzin później policja wystawiała mandaty trzem innym chłopakom, którzy kąpieli zażywali w środku nocy.
Po tragedii skontaktował się z nami Rafał Rychlewski z WOPR w Warszawie. Nie przebierał w słowach. O przyczynienie się do tragedii oskarżył władze Mokotowa.
- Władze dzielnicy rękami komornika wyrzuciły WOPR z sąsiadującego z plażą budynku i zamknęły kąpielisko – denerwuje się Rychlewski. I relacjonuje: - WOPR miało siedzibę przy Jeziornej 2 od 1981 roku. Wyszkoliliśmy tu 15 tysięcy ratowników. Rok temu zostaliśmy wyrzuceni.
Zorganizowali kąpielisko
Ratownicy siedzibę utrzymywali ze składek i dbali o nią najlepiej jak się dało. Urządzili w niej pokój reanimacyjny i zgromadzili sprzęt, który w każdej chwili mógł być użyty. - Remontowaliśmy ten budynek, dbaliśmy o niego. Teraz nic się w nim nie dzieje, jest rozkradany. Przez zimę stał nieogrzewany, jest zawilgocony i zagrzybiały – żali się wiceprezes.
Ratownicy zorganizowali też kąpielisko. - Władze dzielnicy pokrywały tylko koszt zatrudnienia ratownika i uzupełniały materiały, które zostały zużyte podczas akcji – tłumaczy Rychlewski. Sam przyznaje jednak, że przez lata nie zostały dopełnione formalności i to dlatego ratownicy muszą teraz toczyć batalię o zasiedzenie budynku przy Jeziornej 2.
"To musiało się skończyć wypadkiem"
- Zwracaliśmy uwagę, że usunięcie WOPR skończy się wypadkiem, na tym jedynym, zorganizowanym kąpielisku plenerowym w Warszawie - dodaje wiceprezes Rychlewski.
Zapewnia, że wiele razy wysyłał pisma, jednak dzielnica nie była zainteresowana obecnością ratowników nad jeziorkiem Czerniakowskim. - Burmistrz Olesiński i Naczelnik sportu Kwasiborski są współodpowiedzialni za to utonięcie – oskarża teraz Rychlewski.
Nie jest to jego jedyny zarzut. - Zdjęto ogrodzenie z terenu jeziorka i nie ma już jednego wejścia, przy którym można było powiesić regulamin i wszystkie znaki. Stoi jeden krzywy znak. Dzielnica nie dopełniła obowiązku uniemożliwienia kąpieli - ocenia.
Zdaniem ratowników, w jeziorku kąpały się tysiące osób. Pomimo zamknięcia kąpieliska, ludzie wciąż przyjeżdżają.
"Byli tam nielegalnie"
Urzędnicy zapewniają, że z ich strony nie może być mowy o złej woli. - Budynek stojący na terenie należącym do miasta był zajmowany bez tytułu prawnego. Mimo wielokrotnych spotkań i rozmów WOPR nie chciało podpisać umowy z miastem - odbija piłeczkę Jacek Dzierżanowski, rzecznik prasowy dzielnicy Mokotów.
Kolejnym problem jest to, że budynek nie jest podłączony do kanalizacji miejskiej, co jest wymogiem dla obiektów znajdujących się w strefie rezerwatu. - Dzielnica prowadzi rozmowy z MPWiK i stara się o podłączenie budynku do kanalizacji. Dopiero wtedy będzie można planować jego zagospodarowanie - tłumaczy Dzierżanowski.
Przetargi bez WOPR
Rzecznik przyznaje, że w zeszłym roku, ze względu na decyzję regionalnej dyrekcji ochrony środowiska, kąpielisko w tym miejscu nie było zorganizowane. 1 czerwca 2012 roku wszedł jednak w życie jednak nowy plan ochrony rezerwatu, w myśl którego można przygotować miejsce do kąpieli.
- W ostatnich tygodniach ogłaszaliśmy aż trzy przetargi na wybór operatora, który prowadziłby miejsce do kąpieli przy jeziorku Czerniakowskim, zapewnił ratowników i dbał o bezpieczeństwo mieszkańców. WOPR w Warszawie nie zgłosiło się do tych przetargów – informuje Dzierżanowski. I dodaje: - Dopiero w ostatnich dniach zgłosiła się firma, która wyraziła wstępne zainteresowanie organizacją kąpieliska – dodaje.
Jak przypomina rzecznik, jeziorko Czerniakowskie bywa bardzo zdradliwe, dlatego kąpiel w tym akwenie jest zabroniona. - Informują o tym tablice ostrzegawcze stojące w pobliżu wody - dodaje.
wp/roody
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński/tvnwarszawa.pl