Najwyższa Izba Kontroli wytyka błędy przy projektowaniu i budowie kolektorów ściekowych do oczyszczalni Czajka. Zdaniem kontrolerów, w projekcie wykonawczym naprędce wprowadzono zmiany, które przyczyniły się do awarii z 2019 roku. Dostało się też wodociągowcom - za nierzetelność w nadzorze, niestaranne odbiory i brak procedur na wypadek sytuacji kryzysowej. Decyzje spółki miały narazić pracowników na realne zagrożenie życia i zdrowia, ponieważ kilka osób weszło do tunelu tuż przed jego ponownym zalaniem.
Układ przesyłowy wybudowano 11 metrów pod dnem Wisły. Jego średnica to cztery metry i 80 centymetrów. Ma długość około 1300 metrów, co można porównać do pociągu składającego się z 75 wagonów. Tunel do ponad połowy wysokości był zabetonowany. Nad betonem umieszczono dodatkową płytę dociążającą. Wewnątrz tego betonu znajdowały się dwa rurociągi czyli nitki, którymi transportowane są ścieki. Każdy z nich ma średnicę 160 centymetrów. Były położone równolegle obok siebie. Jeden to podstawowy kolektor A. To nim transportowano zwykle ścieki. Drugi - kolektor rezerwowy B, przejmował ich przesył w sytuacjach awaryjnych.
Kontrola NIK
Kontrolerzy NIK zajęli się sprawą funkcjonowania kolektora ściekowego Czajki z własnej inicjatywy. Pretekstem była jego pierwsza awaria w sierpniu 2019 roku. Najpierw zepsuł się jeden z dwóch rurociągów transportujących ścieki z części lewobrzeżnej Warszawy do oczyszczalni. Nieczystości skierowano wówczas do drugiego kolektora, który następnego dnia też przestał funkcjonować. Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji podjęło wówczas decyzję o kontrolowanym zrzucie nieczystości do Wisły. Równo rok później doszło do kolejnej awarii.
Wstępne wnioski prezes NIK Marian Banaś prezentował już przed rokiem. Mówił wówczas, że będą składane zawiadomienia do prokuratury. W ubiegłym tygodniu na stronie Izby opublikowano pełen raport pokontrolny. W ocenie NIK działania MPWiK związane z projektowaniem, budową i eksploatacją kolektora ściekowego do Czajki, "nie zapewniły ciągłego i bezpiecznego dla środowiska przesyłu ścieków" i nie wyeliminowały czynników zwiększających ryzyko wystąpienia awarii.
Izba jako niewystarczające określa również działania nadzorcze władz miasta na etapie budowy układu przesyłowego pod dnem Wisły oraz w trakcie jego funkcjonowania. Według kontrolerów prezydent Warszawy nie wykorzystał "wszystkich możliwych środków nadzoru właścicielskiego" oraz uprawnień kontrolnych wynikających z umowy na realizację inwestycji. "Nie sprawował również skutecznego nadzoru nad prawidłowością postępowania administracyjnego zakończonego wydaniem decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych dla tej inwestycji" - czytamy w raporcie.
NIK przyznaje, że do momentu awarii w 2019 roku prezydent Warszawy nie otrzymywał żadnych sygnałów o problemach z funkcjonowaniem kolektora przesyłowego. Ale w tym czasie ani razu nie zwracał się też do rady nadzorczej MPWiK o przeprowadzenie kontroli i nie zlecał takich działań urzędnikom ratusza.
W raporcie wskazano jeden plus dla władz stolicy i MPWiK - kontrolerzy pozytywnie ocenili działania podjęte w celu ustalenia przyczyn pierwszej awarii oraz ograniczenia jej skutków dla środowiska. Pozostałe wnioski nie są już pochlebne.
Eksperci weszli do tunelu kilka godzin przed jego zalaniem
Jeden z najpoważniejszych zarzutów dotyczy niezapewnienia przez MPWiK bezpieczeństwa osób znajdujących się w układzie przesyłowym w trakcie pierwszej i drugiej awarii w Czajce oraz pomiędzy nimi.
Jako przykład podają sytuację z okresu pierwszej awarii, gdy tuż po rozszczelnieniu się nitki A do tunelu kolektora weszli pracownicy MPWiK oraz eksperci Politechniki Warszawskiej. Było wówczas po godzinie 23. Według NIK nie mieli oni wiedzy o przyczynach awarii, ani pewności, czy za chwilę nie nastąpi awaria pracującej nitki B - w trakcie kontroli NIK stwierdzono, że w tym momencie była już nieszczelna. Do jej pęknięcia i zalania tunelu ściekami doszło kilka godzin później - około godziny 7 następnego dnia.
Gdyby w tunelu znajdowali się ludzie, mogłoby dojść do tragedii. Zdaniem biegłych, w trakcie oględzin "istniało realne ryzyko gwałtownego rozszczelnienia nitki B, która w tym czasie przesyłała ścieki z tempem ok. 2,8 m3 /s".
Skasował alarm o podtopieniu tunelu, bo "często się wyświetlał"
Na negatywną ocenę zasłużyło też przygotowanie MPWiK do działania w przypadku awarii związanych z nieszczelnością układu przesyłowego. Kontrolerzy zaznaczyli, że choć obsługa systemu sterowania kolektorami miała duże doświadczenie w tym zakresie, to "nie była przygotowana do sprawnego reagowania w czasie zaistniałej awarii, w warunkach znacznego stresu".
Jak podkreślono, nie było szczegółowych procedur postępowania w takich wypadkach, więc zachowanie obsługi doprowadziło do chaotycznych działań, skutkujących zwiększeniem skali awarii i zniszczeń.
Kontrolerzy przytaczają tu postępowanie brygadzisty w Zakładzie "Farysa". Mężczyzna zeznał, że zauważył w systemie alarm "podtopienie tunelu", ale skasował go, bo ten "często się wyświetlał". Alarm pojawił się po chwili ponownie i monter kanałowy zwrócił wówczas uwagę, że w tunelu na monitoringu wizyjnym widoczna jest woda. Brygadzista zawiadomił o awarii mistrza układu przesyłowego i dostał polecenie zamknięcia zasuw w komorze startowej. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego uczynił to dopiero po upływie około 25 minut po wystąpieniu awarii.
Kolejnym problemem była ocena sprawności nitki B. "Pomimo zaangażowania doświadczonych pracowników na szczeblu kierowniczym nierzetelnie przeprowadzono ocenę szczelności nitki B po rozerwaniu nitki A w trakcie pierwszej awarii" - podaje NIK. Błędnie uznano ją za szczelną i uruchomiono przesył ścieków, co doprowadziło również do jej uszkodzenia. W efekcie konieczne było rozpoczęcie zrzutu ścieków do Wisły.
NIK wytyka błędy projektowe
Kontrolerzy prześwietlili również historię powstania układu przesyłowego Czajki. Wskazują, że prawidłowo przebiegał proces wyboru koncepcji i wariantu przesyłu ścieków z lewobrzeżnej Warszawy do oczyszczalni oraz projektu budowlanego. Mimo to "nie udało się uniknąć błędów projektowych w postaci rozwiązań zwiększających ryzyko wystąpienia awarii tego układu". Jednocześnie zaznaczono, że "ich wykrycie wykraczało poza powszechnie przyjęty zakres nadzoru inwestora w procesie projektowania".
Jako przykład wskazano przebieg rurociągów przesyłowych przy komorze wejściowej na lewym brzegu Wisły. Dwukrotnie je zakrzywiono, by omijały cylindryczny zbiornik na ścieki. Zdaniem biegłego, powołanego przez NIK, powodowało to zaburzenia przepływu i obciążenia. W dodatku przepływ ścieków przez takie kolano, wywoływał wiry, których działanie mogło przyspieszać korozję i erozję ścianek rurociągów. W efekcie mogły wytwarzać się nadmierne wibracje i pęknięcia ścianek.
Kontrolerzy wykazali też, że projektant nie uwzględnił sposobu usuwania przecieków w dolnej części tunelu przesyłowego i jako pewnik przyjął niezmienną w czasie, co najmniej 50-letnią szczelność rurociągów. Choć zakładano, że w tunelu może dochodzić do przecieków, to nie opracowano zabezpieczeń na wypadek jego całkowitego zalania. "Ryzyko rozwoju stanu awaryjnego oraz skala ewentualnych uszkodzeń byłyby niższe, gdyby powyższe przecieki i ich odprowadzenie uwzględniono w projekcie budowlanym" - stwierdzono.
Negatywnie oceniono też zasłonięcie rurociągów lekkim betonem i płytą z wykończeniem posadzką. Takie rozwiązanie wykluczyło możliwość bieżącej obserwacji stanu rurociągów i symptomów zwiastujących awarię.
Reporter TVN24 Marek Osiecimski dotarł do ludzi, którzy już kilkanaście lat temu ostrzegali przed ryzykowną inwestycją, i dokumentów potwierdzających, że urzędnicy ignorowali ostrzeżenia.
Zmiany w projekcie, które mogły doprowadzić do awarii kolektora
Kolejnym zarzutem wobec MPWiK jest to, że spółka nierzetelnie monitorowała budowę układu przesyłowego oraz działania inspektora nadzoru inwestorskiego i inżyniera kontraktu. Efektem było wprowadzenie zmian wykonawczych względem projektu budowlanego, które zdaniem biegłych powołanych przez NIK, najpewniej doprowadziły do pierwszej awarii kolektora.
Biegli wskazali, że jedną z nich była zmiana sposobu i miejsca połączenia rur stalowych (zamontowane w syfonie na lewym brzegu Wisły) z rurami z tworzywa GRP (biegnącymi przez tunel pod rzeką). Obliczyli, że w wykonanym połączeniu nie zachowano jednolitej średnicy wewnętrznej, przez co około 1/3 grubości ścianki rury z GRP utworzyła próg na drodze przepływu ścieków. Według opinii producenta rur, przytaczanej przez NIK, mogło to wywołać zjawiska przyczyniające się do uszkodzenia rur. W raporcie stwierdzono w dodatku, że w miejscach, gdzie przeniesiono łączenia rur oddziaływały na nie "szczególnie niekorzystne siły".
W raporcie wyjaśniono, że oprócz nieprawidłowego zlicowania rury stalowej z rurą GPR, fragment tej drugiej w miejscu łączenia został docięty na miejscu szlifierką na wymiar "w sposób niestaranny i nierówny". "Jego niezabezpieczona powierzchnia o licznych zagłębieniach i rowkach zwrócona była w kierunku napływu ścieków tworząc jednocześnie próg" - podano. Biegli twierdzą, że oddziaływanie pulsacji ciśnienia na ten element w połączeniu z naporem rur przyczyniło się do powstania pierwszej awarii.
Druga istotna zmiana to zastosowanie pianobetonu zamiast lekkiego betonu wokół rurociągów. W trakcie budowy okazało się, że wykonawca nie może pozyskać pomp zdolnych dostarczyć beton co najmniej 650 metrów w głąb tunelu. Alternatywą było ułożenie torowiska, którym dowożono by zasobniki z betonem, ale to rozwiązanie oznaczało znaczące opóźnienie w realizacji inwestycji. Dlatego wykonawca zaproponował, że wykorzysta pianobeton - materiał lżejszy, mniej wytrzymały i zdolny do nasiąkania wodą oraz jej gromadzenia, co może znacznie osłabiać jego wytrzymałość.
Rozwiązanie zaakceptowali: główny projektant konstrukcji układu przesyłowego, inżynier kontraktu i inspektor nadzoru inwestorskiego. "Główny projektant konstrukcji zeznał, że przed zaakceptowaniem zastosowania pianobetonu do wypełnienia przestrzeni międzyrurowej w tunelu nie dokonywał żadnych obliczeń dla nowego materiału" - podaje NIK.
Biegli ocenili, że pianobeton może być stosowany jako izolacja, ale nie jako materiał konstrukcyjny, zwłaszcza w miejscach wilgotnych. Oznacza to, że nie mógł skutecznie zastąpić pierwotnie planowanego betonu.
Podczas testów szczelności rurociągów w 2012 roku okazało się, że pusta nitka A jest wypychana w górę siłą wyporu przez wodę nagromadzoną podczas prac w przestrzeniach międzyrurowych. Pianobeton nie był w stanie temu zapobiec, a w dodatku dochodziło do pękania i odspajania się tego materiału od rury. Ta sytuacja spowodowała wstrzymanie prac, konieczność usunięcia jej skutków i znalezienia rozwiązania problemu. Tym sposobem wykonawca stracił cały czas "zaoszczędzony" dzięki zmianie materiału do zalania rur.
Ta sytuacja wymusiła trzecią zmianę - pomysł wykonania żelbetowej, grubej na ponad 30 centymetrów płyty dociążającej zamiast cienkiej płyty nawierzchniowej. "W opinii biegłego - powołanego przez NIK - zastosowanie płyty dociążającej na słabonośnym pianobetonie sprzyjało rozwojowi przemieszczeń, odspojeń i ruchów osiowych rurociągów technologicznych w warunkach ukrycia. Gruba płyta żelbetowa nie pozwalała, aby zjawiska niekorzystne i symptomy awarii dawały o sobie znać na powierzchni. Podparcie rurociągów od góry było nieskuteczną metodą stabilizacji. Było to niezgodne z zasadami sztuki inżynierskiej" - oceniono.
Zatwierdzili raport z nieistniejącymi budynkami
Innym przykładem nierzetelności, wytkniętym MPWiK przez NIK, było doświadczenie zawodowe kierownika budowy. W warunkach przetargowych wymagano minimum pięciu lat na tym stanowisku. Tymczasem powierzono to zadanie osobie, która w dniu podjęcia pracy miała 3 lata, 11 miesięcy i 14 dni doświadczenia.
Zastrzeżenia wzbudziła też procedura odbioru inwestycji przez MPWiK. "W spółce w sposób niedostateczny analizowano dokumentację stworzoną w ramach budowy oraz nierzetelnie zweryfikowano raport końcowy inżyniera kontraktu" - twierdzą kontrolerzy.
I zarzucają, że pracownicy MPWiK wyznaczeni do odbioru nie stwierdzili wskazanych w dokumentacji powykonawczej odchyleń w położeniu obu rurociągów w tunelu pod Wisłą. Odchylenie w położeniu rurociągu A względem projektu wynosiło 18 centymetrów, a rurociągu B - 50 centymetrów. Przepisy dopuszczają maksymalne odchylenie na poziomie 10 centymetrów. Oznacza to, że "przesunięcia" nitek przekraczały od około dwóch do pięciu razy tolerancję określoną w projekcie budowlanym.
Osoby odpowiedzialne za odbiory zaakceptowały też raport końcowy inżyniera kontraktu, mimo że stwierdzał wybudowanie nieistniejących obiektów na terenie Zakładu "Świderska" - budynku magazynowo-garażowego oraz budynku portierni. NIK ocenia, że działanie to wskazuje na brak kontroli raportu końcowego.
Przerwana kontrola tunelu i niewiarygodne pomiary czujników
Zdaniem NIK, wodociągowcy podejmowali niewystarczające działania w celu zapewnienia prawidłowej i bezpiecznej eksploatacji kolektora ściekowego. Co prawda stwierdzono, że system przeglądów kolektora "wykraczał poza standardy branżowe", jednak nie pozwalał na ocenę stanu faktycznego rurociągów w tunelu pod Wisłą.
Nie było możliwości codziennej obserwacji ze względu na zabetonowanie i ukrycie ich pod żelbetonową płytą. By to zrobić, trzeba było wyłączać nitki z eksploatacji, zabezpieczyć przed napływem ścieków i wentylować przez kilka godzin. Wszystko uzależnione było od pogody i prac na sieci kanalizacyjnej, więc takich przeglądów nie dało się wykonywać często.
"Nierzetelnym działaniem było przerwanie prowadzonej inspekcji, przez co nie poddano kontroli miejsca, w którym niemal dwa lata później wystąpiła pierwsza awaria" - podaje NIK, odnosząc się do zdarzeń z 2017 roku. Inspektorom udało się wtedy pokonać około 75 procent długości tunelu. Jako przyczynę przerwania kontroli podano wystąpienie niebezpiecznego stężenia gazów. "Mimo prowadzenia kontroli, również przy użyciu zdalnie sterowanej kamery, nie dokończono badania" - wytknięto w raporcie.
W kolektorze znajdował się system monitorowania poziomu wody w przestrzeni międzyrurowej. Według kontrolerów, MPWiK nie zapewniła jego prawidłowego funkcjonowania. Monitoring powinien być prowadzony za pomocą sześciu zamontowanych w tunelu piezometrów. NIK podaje, że pomiary pięciu z sześciu tych urządzeń nie były wiarygodnie wskazywane do czasu wystąpienia awarii w 2019 roku.
Dyspozytornia Zakładu "Farysa" posiadała też systemem 14 kamer monitoringu w tunelu. Pracownicy przez całą dobę mieli podgląd na sytuację wewnątrz kolektora, ale widzieli tylko to, co znajdowało się ponad żelbetonową płytą. Nie było możliwości obserwacji stanu rurociągów i niepokojących symptomów. Obraz z tunelu pozwalał jedynie na stwierdzenie pojawienia się i rozwoju awarii.
MPWiK: raport NIK zawiera "szereg niewiarygodnych stwierdzeń"
Przypomnijmy, że według MPWiK raport pokontrolny NIK "zawiera szereg niewiarygodnych stwierdzeń i wniosków świadczących o niezrozumieniu istoty funkcjonowania sieci kanalizacyjnej i ryzyk na stałe wpisanych w działalność firm wodociągowo kanalizacyjnych". Spółka zapowiadała w ubiegłym roku, że zawiadomi prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez kontrolerów NIK. O oświadczeniu wodociągowców pisaliśmy szerzej na tvnwarszawa.pl.
11 czerwca spółka opublikowała kolejny komunikat. "NIK, poza zignorowaniem dowodów MPWiK w sprawie błędnych wniosków niektórych biegłych z Politechniki Gdańskiej, nie wzięła także pod uwagę 152 stron pozostałych zastrzeżeń MPWiK do raportu. Spółka wyraża tym samym zaniepokojenie i wątpliwości co do merytorycznej jakości raportu, w tym do wniosków NIK w zakresie zasad, standardów i wytycznych kontroli publikowanych na oficjalnej stronie NIK" - powtórzono w komunikacie.
Spółka przypomniała również o powiadomieniu prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez kontrolerów NIK, którzy - według wodociągowców - stworzyli fałszywą opinię.
"Jednocześnie przypominamy, że w styczniu br. spółka informowała o przyczynach awarii kolektorów z sierpnia 2020 r., gdzie jako przyczynę awarii wskazuje się błąd w pierwotnym projekcie budowy układu przesyłowego polegający na braku zaprojektowania odpowiedniego drenażu, który pozwoliłby na odprowadzanie nadmiaru wody i ścieków z przestrzeni otaczającej rurociągi, co uniemożliwiłoby osiągnięcie niebezpiecznego dla instalacji ciśnienia zewnętrznego generowanego ciśnieniem z rurociągu syfonu. W ocenie ekspertów błędem projektowym było przyjęcie założenia o 100% szczelności rurociągów - napisano.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl