Od kilku dni płoną torfowiska w Biebrzańskim Parku Narodowym. Pożar rozprzestrzenił się na około osiem tysięcy hektarów, a dym unosi się już nawet nad Warszawą.
Na to ciekawe zjawisko zwrócił uwagę w środę wieczorem portal remiza.pl. "Dym z płonącego Biebrzańskiego Parku Narodowego dotarł w okolice Warszawy" - czytamy we wpisie.
Na opublikowanej mapie satelitarnej widać białe plamy w północno-wschodniej części Polski. Jasna smuga z tego miejsca zawędrowała jednak niżej i widać, że znalazła się już na wysokości stolicy.
Największy pożar w historii
W czwartek rozpoczęła się kolejna doba walki z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. Choć sytuacja z daleka wydaje się opanowana, to jednak torfowiska nadal płoną.
Jak poinformował na antenie TVN24 st. kpt. Krzysztof Batorski, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej, zniszczeniu uległo już ponad osiem tysięcy hektarów. Strażacy w nocy prowadzili działania na trzech odcinkach bojowych. W akcji bierze udział ponad 200 strażaków. - Nie jest to pożar, który jest w jednym miejscu. Tylko jest kilka, może kilkanaście ognisk pożaru - podkreślił. Dodał, że ludzie często wyobrażają sobie, że pożar trawy jest niski, do kolan. - Natomiast trzcinowiska mogą osiągać wysokość nawet trzech metrów, a rozprzestrzenianie się takiego pożaru to czasami prędkość 20-30 kilometrów na godzinę. Nawet najszybszy biegacz nie jest w stanie uciec z takiego miejsca - mówił na antenie rzecznik strażaków.
Wiosenne pożary suchych traw i trzcinowisk są nad Biebrzą co roku, ale trwający obecnie jest największym w historii działalności tego parku. W dużej części ma miejsce na obszarach torfowych i tam ogień może bardzo długo tlić się pod powierzchnią gruntu i wzniecać się wskutek porywów wiatrów. W minionych latach jedynym ratunkiem dla tego typu pożarów były obfite opady deszczu.
Źródło: tvnwarszawa.pl