W ciągu kilku dni z szeregowego funkcjonariusza stał się "najpopularniejszym policjantem w Polsce". Stołeczna policja pokazała mediom "Kulsona", policjanta, o którym zrobiło się głośno dzięki krótkiemu filmikowi z interwencji i wulgarnemu słowu, które miało paść podczas niej.Podczas wtorkowej konferencji policja wyjaśniała incydent z 11 listopada. Z ulicy Smolnej policja wywiozła 45 osób, które chciały zaprotestować przeciwko marszowi organizowanemu przed narodowców. Wtedy to, wobec jednej z kobiet miała paść wulgarna komenda: "siadaj, k...o". 17-sekundowy filmik obiegł media społecznościowe.
"To były słowa dowódcy plutonu"
Na wtorkowej konferencji prasowej rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak, określił to typowym "fake newsem". Mówił, że analizy prowadzone przez policję jak i dziennikarzy, zakończyły się takim samym wnioskiem. - Potwierdzają, że pada jedno słowo, które określa Mateusza, [funkcjonariusza - red.] z dziewięcioletnim stażem w policji - stwierdził.
Marczak zwrócił uwagę, że treść i ton wypowiedzi uzasadniała specyfika sytuacji. - To były słowa dowódcy plutonu skierowane do Mateusza, aby usiadł. Wypowiedziane w sposób jasny i konkretny, ponieważ to była sytuacja, w której wszystko działo się dynamicznie - tłumaczył rzecznik.
Po chwili przedstawił głównego bohatera. - To jestem ja, Mateusz, dla kolegów - "Kulson". Jak widać, policjant ze słynnego filmiku istnieje. Słowa, które padły, to było "siadaj Kulson", a nie jak to, jak było insynuowane - powiedział młodszy aspirant o imieniu Mateusz i pseudonimie "Kulson". Nie zdecydował się na ujawnienie swojego nazwiska, a jego przełożeni to uszanowali.
Na miejscu był także drugi funkcjonariusz, który wydał to polecenie. - Potrzeba było policjantów do busa do nadzoru nad tymi osobami - opisywał sobotnią sytuację "Kulson".
Przyznał, że nie pamięta skąd się wzięło przezwisko, które do niego przylgnęło. - Ksywa była wymyślona około pięciu lat temu, ale nie znam jej genezy. Wymyślili ją koledzy - skomentował.
Jak dodał, ma świadomość, że jest obecnie "najbardziej znany policjantem w Polsce". - Ale nie jest to dla mnie zbyt ważne - podsumował.
Nie padły wulgaryzmy
Natomiast rzecznik Komendy Głównej Policji podkreślał, że od początku potraktowano sprawę poważnie.
- Działaliśmy stanowczo. Pierwsze informacje, które napłynęły od funkcjonariuszy, były takie, że nikt nie użył słów wulgarnych. Dowódca plutonu wydawał polecenie dowódcy drużyny, aby ten szybko wsiadł do radiowozu - relacjonował Mariusz Ciarka. - Wypowiedziane słowa były z tym związane - dodał.
Ciarka zwrócił uwagę, że pierwsze reakcje osób wypuszczanych z komisariatu 11 listopada różniły się od tych przekazywanych później. - W pierwszych wpisach [w mediach społecznościowych - red.] i wypowiedziach osób, które opuszczały komisariat pojawiały się informacje, że policja traktowała ich bardzo dobrze, że nie spotkali się z brutalnością - mówił rzecznik. - Dopiero później, gdy te osoby spotkały się z przywódcami swoich ugrupowań, zajęły zupełnie inne stanowisko. Łącznie z tą panią, która, już wiemy, kłamała - dowoził Ciarka.
Jak stwierdził, komentarze bazujące na źle odczytanych słowach policja odbiera jako pomówienie. - Nie mam już najmniejszych wątpliwości, że to jest mijanie się z prawdą - orzekł.
Policja już w niedzielę poinformowała na Twitterze, że funkcjonariusz nie obraził kobiety, która trafiła do radiowozu. "Zapewniamy, że jedyny i niepowtarzalny Kulson to chłopak sympatyczny i obdarzony dużym poczuciem humoru" - pisała na swoim profilu stołeczna policja.
mp/b