Przewodnicząca rady dzielnicy Białołęka nie chciała dopuścić, aby odwołano ją ze stanowiska. Przy nowym układzie sił było to przesądzone, dlatego przerwała sesję chwilę po jej rozpoczęciu i wyszła z sali. - Mobbing, terror, gangsterka – krzyczeli krytyczni wobec niej radni. Ostatecznie ją odwołali, ale władze miasta prawdopodobnie unieważnią tę decyzję.
Nie widać końca politycznego zamieszania na Białołęce. Dwa miesiące temu grupa radnych ogłosiła, że w radzie uformowała się nowa większość tworzona przez PiS i radnych niezależnych (w tym troje byłych platformersów). Radni nie kryli, że chcą odwołać przewodniczącą Annę Majchrzak. Raz im się to nawet udało, ale wiceprezydent Jarosław Jóźwiak uznał głosowanie za niezgodne z prawem, a zatem nieważne.
Przerwa po minucie
Postanowili spróbować jeszcze raz – pod koniec ubiegłego tygodnia złożyli wniosek o sesję nadzwyczajną z punktem o odwołaniu Anny Majchrzak. Sesję zwołano na czwartek, ale w porządku obrad kluczowego punktu już nie było. Zdaniem wnioskodawców przewodnicząca nie miała prawa go wykreślić. Oficjalnie swoich wątpliwości nie mieli szans zgłosić, bo sesja okazała się nadzwyczajnie krótka.
- Sytuacja mandatu radnej Joanny Rabiczko jest niejasna (wyjaśniamy tę kwestię dalej – przyp. red.). Wniosek nie był głosowany, nie wiemy jak w chwili obecnej ma funkcjonować nasza rada. Myślę, że stosownym by było, żeby pani przewodnicząca ogłosiła w związku z powyższym przerwę – rozpoczął radny Zbigniew Madziar (PO).
Przewodnicząca błyskawicznie przychyliła się do wniosku i ogłosiła przerwę w sesji. Wiceprzewodniczący Dariusz Ostrowski (PiS) przekonywał, że bez zgody wnioskodawcy nie ma prawa tego robić. - Czego się pani boi? – pytał, a przewodnicząca, wraz z zarządem dzielnicy i radnymi PO pospiesznie opuścili salę. Towarzyszyły im okrzyki o białoruskich standardach, ale nie zrobiły na nich większego wrażenia.
C.d. w kameralnym gronie
W tej sytuacji Ostrowski postanowił zakończyć przerwę i wznowić obrady (przyznał, że bez upoważnienia, ale zgodnie ze statutem). W tym czasie pracownicy urzędu zaczęli zbierać mikrofony i wygaszać światło, ale pozostali na sali radni PiS i niezależni postanowili nic sobie z tego nie robić. Światło ostatecznie włączono, wiceprzewodniczący stwierdził obecność kworum i kontynuował obrady, w wyniku których radni jednogłośnie odwołali przewodniczącą Anną Majchrzak i powołali nowego przewodniczącego - Wiktora Klimiuka (PiS).
Należy się spodziewać, że Hanna Gronkiewicz-Waltz uchyli tę decyzję jako niezgodną z prawem. Radni liczą jednak, że nowy wojewoda z PiS (na razie nie ogłoszono nazwiska) zakwestionuje stanowisko prezydent Warszawy i utrzyma w mocy ich decyzję. Wtedy kolejnym krokiem będzie powołanie nowego burmistrza i jego zastępców.
Radni dążący do zmian w dzielnicy nie kryli oburzenia zachowaniem jej władz. - Od trzech miesięcy demokratycznie wybrana większość naszej rady nie może procedować. Przewodnicząca Anna Majchrzak przerywa sesję, burmistrz Piotr Jaworski zastrasza pracowników urzędu. To klasyczny przykład obstrukcji, nie mogą pogodzić się z tym, że w dzielnicy ukonstytuowała się nowa większość. Na cynicznej grze politycznej burmistrza cierpi dzielnica, tracą mieszkańcy – skomentował w rozmowie z tvnwarszawa.pl Marcin Korowaj (niezależny).
"Haki, pogróżki, polityczna korupcja"
I dodał, że sprawa radnej Rabiczko (niezależna) to tylko pretekst i typowy przykład szukania haków.
– Próbowano nową większość rozbijać, politycznie korumpować. Kiedy to się nie udało, wpadli na pomysł, żeby wygaszać mandaty – opowiada Korowaj i zdradza, że od kiedy zadeklarował się jako stronnik PiS w radzie dostaje telefony i SMS-y z pogróżkami. Ale zgłaszać policji ich nie zamierza.
Punkt o wygaszeniu mandatu pojawił się w porządku zeszłotygodniowej sesji. Ostatecznie do niej nie doszło, ponieważ nowa większość postanowiła ją zbojkotować. PO chciała pozbawić Joannę Rabiczko mandatu tłumacząc to tym, że radna nie figuruje w rejestrze wyborców. Radna przyznała, że taki epizod miał miejsce w 2014 roku, a wynikał z perturbacji z deweloperem – sprzedawała jedno mieszkanie, kupowała drugie, a inwestycja była opóźniona.
Podkreśliła jednak, że nie jest to w dostateczny powód, aby pozbawić ją mandatu. Powołała się na wyrok Trybunały Konstytucyjnego z 2006 roku oraz tegoroczny wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który orzekł jasno: Stały rejestr wyborców jest dokumentem, który ma znaczenie tylko w dniu wyborów i nie wywołuje on, w ocenie Sądu, skutku w postaci utraty wybieralności w sytuacji, gdy już po wyborach dochodzi do zmiany stałego zameldowania radnego.
Anna Majchrzak odmówiła rozmowy z tvnwarszawa.pl.
Piotr Bakalarski