Mieszkańcy Starego Mokotowa wyszli w piątek na ulice. Są przeciwni realizacji projektu zgłoszonego w budżecie partycypacyjnym - w miejscu nielegalnych miejsc parkingowych mają powstać pasy rowerowe.
- U zbiegu Łowickiej i Dąbrowskiego zgromadzili się mieszkańcy, którzy nie chcą pasów rowerowych, a co za tym idzie likwidacji miejsc parkingowych - relacjonuje Tomasz Zieliński, reporter tvnwarszawa.pl
Protest zabezpiecza policja. - Manifestujący przynieśli ze sobą transparenty z napisami: "Tak marnuje się publiczne pieniądze", "Nic o nas bez nas", "Budżet obywatelski dla urzędników, nie dla mieszkańców" - mówi Zieliński.
Projekt obywatelski
Projekt "Stary Mokotów: chodniki wolne od rowerów" zakładał wyznaczenie nowych przejść dla pieszych wraz z azylami, budowę drogi dla rowerów na Batorego oraz dopuszczenie dwukierunkowego ruchu rowerowego (kontraruch) na niektórych odcinkach jednokierunkowych, w tym na ulicy Dąbrowskiego.
Na pomysł zagłosowało ponad 600 mieszkańców, a drogowcy właśnie zaczęli malować pasy, postawili też słupki, które uniemożliwiają parkowanie.
Wtedy zaczęli protestować niektórzy mieszkańcy. Krytykują osłupkowanie ulic w ich okolicy i dopuszczenie kontraruchu, który ich zdaniem jest niebezpieczny.
"Gdzie mamy zostawiać auta?" - pytają. Argumentują przy tym, że długie szukanie miejsc parkingowych generuje spaliny, a samochody są zostawiane daleko od domów. "Mamy z małymi dziećmi i osoby starsze są tu szczególnie poszkodowane" - twierdzą.
Od drogowców żądają przywrócenia dwóch pasów wyjazdowych z Dąbrowskiego na Wołoską oraz wyznaczenia dodatkowych miejsc postojowych.
"Kierowcy łamali przepisy"
O wątpliwości mieszkańców zapytaliśmy Zarząd Dróg Miejskich. Paweł Olek, rzecznik urzędu, przypomniał nam na wstępie, że to projekt obywatelski i urzędnicy zobowiązani są, aby go zrealizować. Jednak zastrzegł przy tym, że przed wprowadzeniem projektu urzędnicy przeprowadzili na Dąbrowskiego wizję lokalną. Ta wykazała, że kierowcy notorycznie łamią tam przepisy. Jak wyliczał nam Olek, samochody zostawiane są w odległości mniejszej niż dziesięć metrów od przejść dla pieszych, co ogranicza widoczność. Aut nie brakowało też w pobliżu skrzyżowań.
- Kierowcy zatrzymywali się też na chodnikach, samochody ograniczały widoczność, uniemożliwiały swobodne przejście rodzicom z wózkami czy niepełnosprawnym - podaje przedstawiciel ZDM-u.
Dodaje, że w tym miejscy parkowały też samochody powyżej dwóch ton, co powodowało niszczenie infrastruktury. Auta zostawiane były również na pasie do skrętu w lewo.
- Na Dąbrowskiego łamane były przepisy, co powodowało zagrożenie bezpieczeństwa oraz ograniczenie płynności ruchu. Niszczona była infrastruktura, to marnotrawienie publicznych pieniędzy - podsumowuje Olek.
kz/pm