Tego typu rozwiązanie praktykuje wiele miast w zachodniej Europie. Opłaty za wjazd do centrum wzięły się z próby ograniczenia permanentnych korków oraz chęci poprawy jakości powietrza (silniki spalinowe są jednym ze źródeł smogu). - Zdrowie jest dla człowieka odpowiednio cenne. Jeżeli szanujemy zdrowie, to musimy powiedzieć tak: albo musicie troszkę dalej dojść, albo - jeśli was stać – to zapłacić te 4 złote za godzinę załatwiania sprawy w urzędzie – uzasadniał Krzysztof Tchórzewski,
O narzędziu, które dostaną samorządy, jeśli pomysł stanie się obowiązującą ustawą, ciepło wypowiadają się samorządowcy. - Postaramy się do tego przekonać radnych miasta Poznań, uważam to za bardzo dobry pomysł. Musimy robić to wszystko, co robią nowoczesna miasta zachodnioeuropejskie i nie ma przed tym odwrotu - skomentował Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania.
"Ruch w dobrą stronę"
W podobnym tonie wypowiadał się w "Tak jest" Piotr Guział, dziś radny Warszawy, kiedyś burmistrz Ursynowa.
- Decyzja rządu w sprawie opłat i zakazów wjazdu do centrum miast dla aut spalinowych to ruch w dobrą stronę. Im więcej instrumentów dostaną samorządowcy, tym lepiej. Głosowałbym za takimi rozwiązaniami, oczywiście zależnie od tego, jak duża miałaby być taka strefa. Badania pokazują, że mieszkańcy chcą takich rozwiązań ze względu na smog i korki - przekonywał Guział.
Radny argumentował, że zakazy są kluczowe dla poprawy jakości powietrza w stolicy. - W takiej aglomeracji jak Warszawa, ruch samochodów generuje około 60-70 proc. smogu - dowodził. Wyjaśniał, że w mieście najważniejszy musi być transport zbiorowy, a pomysł rządu wychodzi temu naprzeciw. - Istotne jest, żeby ograniczyć wjazd do Warszawy samochodów z zewnątrz i poruszania się po mieście komunikacją indywidualną na rzecz komunikacji zbiorowej - mówił Guział.
"Mam bardzo duże obawy"
Nieprzekonany pozostał Adam Szejfeld z Platformy Obywatelskiej. Choć kandydat tej partii na prezydenta Warszawy Rafał Trzaskowski stwierdził niedawno wprost: "Musimy stopniowo ograniczać liczbę aut wjeżdżających do Warszawy spoza miasta, jest ich ponad 500 tys. Plus absolutny priorytet dla komunikacji miejskiej!". Pomysłu opłat za wjazd do centrum nie wykluczyła także urzędująca wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska, choć zastrzegła, że diabeł tkwi w szczegółach, a wiele szczegółowych kwestii wciąż nie została doprecyzowana.
- Mam bardzo duże obawy, jeżeli chodzi o działanie tej ustawy. Jest skierowana przeciwko tym, którzy muszą przyjechać do centrum miasta ze względu na pracę, do urzędu, skarbówki czy ZUS-u. Boję się konfliktu interesu między mieszkańcami tych stref a niemieszkańcami, którzy jednak muszą dojeżdżać – krytykował Adam Szejnfeld, europoseł z ramienia PO. - Likwiduje się parkingi, nie ma gdzie parkować, trzeba wprowadzić rozwiązania, które zadowolą obie strony - dodał.
Odrzucał porównania do innych miast europejskich, które od lat stosują ograniczenia. - Siła nabywcza mieszkańców Londynu czy Berlina jest 5-6-krotnie wyższa, niż Polaków, więc trzeba się zastanowić, czy da się korzystać z pomysłów, wprowadzonych w tamtych miastach - tłumaczył.
"Ludzie muszą żyć w mieście"
Szejnfeld domagał się kompleksowych zmian - aby odbierając możliwość wjazdu do centrum, dać coś w zamian, np. elektryczne skutery lub samochody. Propozycję PiS nazwał "czysto polską" i zaserwował drogowe porównanie. - Jak była dziura w ziemi, to zamiast ją załatać, przed dziurą stawia się znak, a za znakiem fotoradar lub policjanta z "suszarką". Tak się rozwiązują problem niełatanych dziur – porównywał. - Zamiast walczyć ze smogiem, to się walczy z ludźmi, którzy muszą żyć w mieście! – krzyczał.
- Gdy PiS nie stosuje prawa UE, państwo krytykujecie. W momencie, gdy PiS próbuje wdrożyć dyrektywę Parlamentu Europejskiego z 2014 roku o paliwach alternatywnych i elektromobilności to pan ma wątpliwości - punktował Adama Szejnfelda Piotr Guział.
- Mówimy o dwóch różnych rzeczach - odpowiadał polityk PO.
Wjazd do centrum ma być płatny
b