Piotr Bakalarski: Trochę się o ciebie martwię...
Karolina Cicha: ?
Dziewczyna z Białegostoku nagrywa płytę z warszawskimi szlagierami. Zaraz zaczną ci zaglądać w teczkę.
Wśród piosenek, z których wybierałam, znalazł się utwór Ireny Santor "Najpiękniejsze warszawianki to przyjezdne". Zgadzam się z tytułem i przesłaniem [śmiech]. Mieszkam od dwóch lat na Muranowie i nie czuję się tutaj w żaden sposób wykluczona, nie spotykam się z lokalnym szowinizmem.
Jak patrzy się na Warszawę z zewnątrz, można mieć wrażenie, że to miasto biznesmenów, klubowiczów i kobiet w garsonkach, ale jak się tu zamieszka, widać, że jest tu miejsce dla bardzo różnych środowisk. Warszawa to taki polski Nowy Jork. W dużej mierze miasto przybyszów. To pozwala się czuć swobodnie, choć często anonimowo. Jestem warszawianką z Białegostoku, lub lepiej białostocczanką pomieszkującą w Warszawie.
Przez lata byłaś związana z Gardzienicami, grupą teatralną, która wyprowadzała kulturę z miasta bliżej natury. Teraz zaangażowałaś się w projekt wybitnie miejski. Nie miałaś problemu z odnalezieniem się w tej stylistyce?
Miasto mi bardzo służy, a Gardzienice też ściągają do Warszawy. Chociaż rozmowy się przeciągają, to Warszawa pewnie będzie siedzibą Gardzienic. Lubię Warszawę, bo jest bardzo zielona i różnorodna.
Na płycie znajduje się 16 piosenek, które zostały wybrane spośród kilkuset. Czy te utwory pozwoliły ci odkryć na nowo Warszawę?
Nigdy nie słyszałam tylu piosenek o jednym mieście! Pewnie inne metropolie też mają swoje piosenki, ale tu każda dzielnica, każde osiedle, czasem nawet uliczki czy schodki (np. Kamienne Schodki), mają o sobie piosenki. Dzięki nim pewne miejsca nie są już anonimowe. Te piosenki pozwalają sobie uświadomić historię i specyfikę miasta.
Jesteś multiinstrumentalistką. Na ilu instrumentach zagrałaś na tej płycie?
Tylko na pianinie i akordeonie. Kiedy gram koncert solowy, jestem jednoosobową orkiestrą. Na koncercie 30 lipca zaprezentuję fragment takiego występu. Zagram jeden utwór bez zespołu, tylko z Czesławem - on na akordeonie, a ja na całej reszcie. To będzie ukłon w stronę starej Warszawy, przedwojennych cwaniaczków, którzy grali dla ludzi na podwórkach.
Siłą rzeczy pojawią się też porównania do innych płyt, w które zaangażowane było Muzeum Powstania Warszawskiego: albumów Lao Che, De Press czy "Gajcy". Nie boisz się porównań?
Nie. To jest coś zupełnie innego. To nie są autorskie rzeczy, tylko seria dość przewrotnie zaaranżowanych szlagierów. Ciężko to porównywać do płyt, które wymieniłeś, a jeśli nawet, to jestem ciekawa, co z tych porównań wyniknie.
Wspomniana płyta "Gajcy" była dla ciebie pierwszym kontaktem ze światem muzyki rockowej. Na "Wawa2010.pl" też jest dużo rocka. Czy to znaczy, że na dobre żegnasz się z konwencją piosenki aktorskiej?
Myślę, że świayt interpretacji tekstu i dobrej rockowej muzyki można świetnie połączyć. Moja następna płyta "Do ludożerców", która ukaże się na jesieni, będzie miała rocka w tle. Ale to będzie rock eklektyczny, czyli łączący różne gatunki. Brakuje mi takiego grania, które łączyłoby emocje i dobry tekst, podany bez uników. Taka będzie moja kolejna płyta.
Czujesz się związana z tradycją powstańczą?
Miałam dziadka i pradziadka w Armii Krajowej. Ten wolnościowy etos był cały czas obecny w mojej rodzinie. Dziadek na cały regulator słuchał radia Wolna Europa. W 1989 roku w szale radości zorganizował na wsi zbiórkę pieniędzy, by wesprzeć rząd Mazowieckiego. Natomiast w Powstaniu Warszawskim moi przodkowie nie walczyli.
Doceniam pracę, którą wykonało muzeum, ale jako artysta nie chcę tworzyć piosenek historycznych. Może to zabrzmi szorstko, ale do udziału w projekcie "Gajcy" nie zachęciła mnie idea powstania, ale uniwersalny tekst Gajcego.
Rozmawiamy w restauracji na 39. piętrze Intraco. Czemu chciałaś się spotkać akurat tutaj?
Niedaleko mieszkam. Niewielu ludzi zna to miejsce, a stąd jest niepowtarzalny widok. Tylko stąd można zobaczyć panoramę Warszawy od północy. To moje odkrycie.
Rozmawiał Piotr Bakalarski
Źródło zdjęcia głównego: | Honda