Kilkadziesiąt drzew i krzewów poszło pod topór na Ulrychowie. Działka należy do prywatnego właściciela, który przeprowadził wycinkę na mocy nowej ustawy. Kilka miesięcy wcześniej zagrodził teren prowizorycznym płotem z tabliczką "Teren prywatny".
Chodzi o działkę u zbiegu ulic Człuchowskiej i Szulborskiej, nieopodal parku Powstańców Warszawy. Dźwięk piły mieszkańcy okolicznych osiedli usłyszeli w sobotę rano. Kilka godzin później zadrzewiony teren był już pusty.
Wśród wyciętych drzew były głównie klony, topole i brzozy. Większość o niezbyt dużym obwodzie pnia.
"Lex Szyszko"
Działka należy do prywatnego właściciela. Ten - jak informuje rzecznik dzielnicy Wola – wyciął zieleń na mocy nowej ustawy firmowanej przez ministra środowiska Jana Szyszkę, a więc zgodnie z prawem.
- Wniosek o wycinkę został złożony w urzędzie dzielnicy w ubiegłym roku, przed wprowadzeniem nowych regulacji. Nie został przez nas rozstrzygnięty, poprosiliśmy o uzupełnienie dokumentacji – wspomina rzecznik Mariusz Gruza. Jak dodaje, ostatecznie postępowanie zostało umorzone, bo w życie weszły nowe przepisy.
Wycinka nie spotkała się ze sprzeciwem ze strony mieszkańców, z jakim mieliśmy do czynienia chociażby przy ul. Stalowej. "Nie łamie prawa, jego drzewa to może wycinać" – napisała na wolskim forum w mediach społecznościowych pani Agnieszka. "Krzaki nigdy nie powinny były rozrosnąć się do poziomu drzew. 10 lat temu były to krzaki" – dodał Marceli.
Wycinka na Ulrychowie
Teren prywatny
O działce u zbiegu Szulborskiej i Człuchowskiej informowaliśmy na tvnwarszawa.pl w listopadzie. Wówczas właściciel zagrodził to miejsce. Postawił prowizoryczny płot wykonany z gałęzi opatrzony tabliczką z napisem "Teren prywatny".
Mieszkańcy nie kryli zdziwienia. Działka, choć niewielka, stanowiła bardzo popularne przejście między dwiema ulicami. – Kto zastawił teren? Po co? Miał do tego prawo? – pytali zdezorientowani.
Odpowiedź przyszła ze strony właściciela, który do mieszkańców z Człuchowskiej napisał list. Wytłumaczył, że ogrodzenie terenu jest formą protestu wobec działań władz dzielnicy, które od lat uniemożliwiają mu zarządzanie własnym terenem.
"Działka od wielu pokoleń jest w naszej rodzinie, pragniemy od jakiegoś czasu cokolwiek zagospodarować na tym terenie. Plan był na parking tani i strzeżony z dodatkowymi miejscami garażowymi i boksami magazynowymi, by trzymać np. rowery czy motocykle. Miasto odmówiło..." – wyjaśniał.
Skarżył się też, że za grunt "płaci słony podatek", a w zamian otrzymuje jedynie mandaty i upomnienia za nieporządek i śmieci.
Zablokowany przejazd na Człuchowskiej
kw/b