Krzywe drzewo rośnie od wielu lat przy wejściu do starej kamienicy przy Paryskiej 6. Konar znajduje się około półtora metra od ściany budynku. Żeby do niego wejść trzeba się schylić, czy - jak wolą mówić obrońcy - "pokłonić się" drzewu. Przekonują, że jesion jest jedyny w swoim rodzaju.
Właściciel: nie mamy innego wyjścia
- Był tu kiedyś radiesteta, który sprawdzał, dlaczego jest wygięte. Stwierdził, że to efekt działania żyły wodnej, która znajduje się pod budynkiem – opowiada Jan Przyłuski, który mieszkał kiedyś przy Paryskiej 6.
Właściciele, którzy odzyskali niedawno budynek i zamierzają przeprowadzić generalny remont, nie podzielają tej opinii. Zwrócili się o zgodę na wycinkę drzewa, argumentując, że korzenie niszczą fundamenty. W dodatku stanowi utrudnienie dla wchodzących na teren posesji.
- Sama jestem przywiązana do tego drzewa. Jest piękne, ale niestety zagraża ono kamienicy. Konar znajduje się zaledwie 1,3 metra nad ziemią. Starsze osoby mają problem z przejściem – tłumaczy właścicielka Diana Porębska-Łyżnik i wylicza kolejne argumenty za usunięciem drzewa: rozwalone fundamenty, zrujnowana elewacja, liście blokujące rynny, co skutkuje grzybem i wilgocią. - Leśnicy, z którymi się konsultowaliśmy przyznali nam rację - podsumowuje.
Dzielnica: wydaliśmy zgodę na wycinkę
- Została wydana decyzja o wycince drzewa na wniosek właścicieli terenu na którym jest drzewo. To teren prywatny. Wycinka będzie przeprowadza przez właścicieli do końca lutego 2012 – informuje Ewelina Buczyńska, rzeczniczka Pragi Południe. Jak dodaje, za pierwszym razem urząd dzielnicy wydał odmowną decyzję ze względu na wiek drzewa, ale ostatecznie przekonały go ekspertyzy, że korzenie wrastają w fundamenty budynku, nie pozwalając na żadne roboty remontowe.
- Naszym zdaniem jednak warto przynajmniej sprawdzić czy nie ma innej możliwości niż usuwanie tak pięknego i charakterystycznego drzewa – mówi Natalia Mikołajczuk, jedna z obrończyń drzewa. Jego fani założyli już na Facebooku grupę, do której dołączyło ponad 90 osób. Zbierają podpisy pod petycją. - Domagamy się niezależnej ekspertyzy, ponieważ nie mamy pewności co do tych zagrożeń. Jeśli faktycznie istnieją, miasto powinno mu pomóc w odpowiednim zabezpieczeniu drzewa. Jest XXI wiek, myślę, ze są odpowiednie technologie – dodaje Mikołajczuk.
Wytną jedno, posadzą drugie
- Nie chcemy, żeby powtórzyła się historia z ul. Zakopiańskiej, gdzie cała aleja starodrzewia został wycięta ku zaskoczeniu mieszkańców. Post factum zostało to umotywowane tym, że drzewa były narażone na chorobę – ostrzega Jan Przyłuski.
Los drzewa jest jednak przesądzony. W ciągu trzech miesięcy zostanie usunięte. Ale właścicielka obiecuje, że wkrótce posadzone zostanie nowe.
bako/par