- Coś najbardziej paskudnego, co szpeci Warszawę to i tak plac Defilad i Pałac Kultury - mówi Tadeusz Koss, właściciel działki w Parku Świętokrzyskim, na której "wylądował" samolot. Kontrowersyjna instalacja stoi tam już od tygodnia. Czy zniknie? Wbrew niedawnym deklaracjom, niekoniecznie. Koss mówi wprost: Działka jest moja i mogę na niej stawiać co chcę.
- Mam dosyć placu Defilad, Pałacu Kultury, i wszystkiego co się tam dzieje - mówi tvnwarszawa.pl Tadeusz Koss. Przyznaje, że nie wie, czy samolot, który pojawił się na niej tydzień temu zniknie, a jeśli tak, to kiedy. - Ja nawet nie wiedziałem, że on tam stanął - dodaje i o wszystkie formalne sprawy każe pytać Michała Kłosa, zarządcy i współwłaściciela gruntu.
Kiedy jednak dopytujemy o jego opinię dotyczącą instalacji i wszystkich kontrowersji, które wzbudziła - właściciel mówi więcej i chętniej.
"Najbardziej paskudny - Pałac Kultury"
- Jeśli chodzi o moje zdanie, to uważam, że nie ma tak brzydkiej rzeczy do zdobycia, którą ja bym tam chciał postawić. Nie ma - stwierdza krótko. Po chwili namysłu dodaje jednak, że najbardziej "paskudny i szpecący Warszawę" jest i tak sam Pałac Kultury, który nazywa "reliktem stalinowskim".
Sam samolot, jego zdaniem, nie narusza prawa budowlanego. - Nie jest związany z gruntem - podkreśla.
W krótkiej rozmowie Koss kilka razy podkreśla, że "u siebie może sobie położyć co chce". - Jakbym chciał postawić tapczan czy leżak, to też mogę. Nie muszę się nikogo pytać - stwierdza. Do urzędników apeluje z kolei o poszanowanie własności. - Trzy naturalne prawa, które zyskała ludzkość od stwórcy to prawo do życia, wolności i własności - podsumowuje.
Ratusz pisze do Sanepidu
Wspomniany przez Kossa Michał Kłos jeszcze kilka dni temu zapewniał w rozmowie z tvnwarszawa.pl, że samolot z placu Defilad zniknie. Na miejscu jednak toczą się prace, które wskazują co innego. Konstrukcja została przemalowana i jest przygotowywana do pełnienia funkcji gastronomicznej.
Tymczasem władze miasta wyciągają kolejne działa przeciwko właścicielowi i stawianym przez niego obiektom. We wtorek powiadomili Sanepid i zaapelowali o kontrolę w budkach z jedzeniem, które już na działce stoją.
"Działalność prowadzona w niniejszych placówkach budzi obawy pod względem przestrzegania wymogów sanitarno-epidemiologicznych - szczególnie iż w przypadku żadnego z pawilonów nie została zawarta umowa z przedsiębiorstwem wodno-kanalizacyjnym na dostarczanie wody i odprowadzanie ścieków" - informuje w liście do inspekcji sanitarnej wiceprezydent Michał Olszewski.
Również w środę wezwano właścicieli samolotu do natychmiastowego usunięcia z jego kadłuba Warszawskiej Syrenki - herbu, na którego użycie trzeba mieć zgodę prezydenta miasta. W przypadku niezastosowania się do wezwania urzędnicy zapowiadają "dalsze działania prawne".
Władze miasta od początku przekonują, że instalacja jest niezgodna z planem zagospodarowania przestrzennego i chcą jej usunięcia. O interwencję poprosili Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, który przeprowadził kontrolę i wszczął postępowania. Sprawa może jednak trochę potrwać. Jak mówił kilka dni temu inspektor Andrzej Kłosowski, decyzja o usunięciu samowoli budowlanej może być gotowa mniej więcej za trzy-cztery tygodnie.
Inspektor nadzoru o samolocie przed pałacem
Długa walka o działkę
Działkę u zbiegu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej Tadeusz Koss odzyskał w 2008 roku. walczył o ten grunt kilkanaście lat. Jak pisała przed laty "Gazeta Stołeczna", miejscy urzędnicy odmawiali mu dziewięć razy. Sprawa trafiła do sądów, a nawet do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu.
Dobra passa dla Kossa przyszła dopiero wraz z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Nowa wówczas prezydent spotkała się z nim i uznała, że czas zakończyć urzędniczo-sądowe przepychanki.
- Mój świat zmienił się w 20 minut. Już po pięciu widziałem, że kobieta do której mówię, słucha. Więc się otworzyłem, po ludzku, opowiedziałem, że rodzina związana jest z Warszawą od 400 lat, a przodkowie położyli tu kości w obronie przed bolszewikami, że bili się w powstaniach. Powiedziałem wszystko. Zresztą nie pierwszy raz, z tą różnicą, że moim wcześniejszym słuchaczom trudno było zrozumieć, że to, co robię, nie jest chciejstwem, ale obowiązkiem - mówił w wywiadzie dla "Gazety" Koss.
Miał być grill, są budy
Argument sprawiedliwości dziejowej był dla Tadeusz Kossa zawsze istotny. Kilkadziesiąt lat temu tu, gdzie dziś jest samolot, stał dom jego dziadka. Zielna 26 w czasie wojny została zrównana z ziemią. - Dziadek ją odbudował do pierwszego piętra. Wtedy przyjechało kilku "smutnych panów" - wspominał w rozmowie z Maciejem Mazurem z "Faktów" TVN w marcu 2008 roku.
Komunistyczne państwo zburzyło fragment odbudowanej kamienicy, działkę znacjonalizowało i obsadziło drzewami. Po odzyskaniu rodzinnego majątku mężczyzna nie krył radości. - Postawię namiot gościnny, zrobię grilla i parapetówę - zapowiadał. I żartował, że docelowo na działce stanie jego popiersie. Pomnika na razie nie ma, punkt gastronomicznych - z tym najbardziej oryginalnym na czele - przybywa.
Zobacz archiwalny materiał "Faktów" TVN:
Materiał Macieja Mazura z marca 2008 roku
kw/b