Komisja działa pół roku, ale już po trzech miesiącach jej przewodniczący chwalił się odzyskaniem majątku wartego pół miliarda złotych. - Działalność komisji jest skuteczna, szybka i dynamiczna - stwierdził na jednej z konferencji.
Rozbudzone nadzieje lokatorów
Agnieszka Kłąb z biura prasowego stołecznego ratusza przyznaje, że lokatorzy słysząc takie słowa są przekonani, że miasto właśnie odzyskało nieruchomość, więc powinno też wrócić do administrowania nią.
Dokładnie tak deklarację Jakiego odebrała chociażby Krystyna Wrońska z kamienicy przy Marszałkowskiej 43. Historia tego budynku to przykład "dzikiej reprywatyzacji". Do momentu złożenia roszczeń miasto przeprowadziło tu remonty za około dwa miliony złotych. - Najpierw remont instalacji gazowej, potem kapitalny remont budynku: elewację i dach zmieniono. Prace trwały do 2006 roku, a okazało się, że w sierpniu 2006 roku zgłoszono roszczenia - wspomina lokatorka. Ostatecznie miasto straciło budynek w maju 2011 roku. Trafił w ręce brata Jakuba R., jednego z urzędników ratusza.Pani Krystyna jest przekonana, że po decyzji komisji ruch należy do miasta. - Powinno ten budynek przejąć i administrować - mówi.Tyle, że sprawa jest bardziej skomplikowana, bo decyzja komisji nie musi być ostateczna. - Mamy do czynienia z decyzją ogłaszaną wszem i wobec, która powoduje konieczność sprawdzania tego przez sądy - stwierdza Agnieszka Kłąb.
"Żadna z decyzji komisji nie jest końcowa"
Od każdej decyzji komisji istnieje bowiem możliwość odwołania się właśnie do sądu, a że w całej sprawie w grę wchodzą duże pieniądze, to dotychczasowi właściciele nieruchomości (jak chociażby spółka Fenix Group) takie odwołania na ogół składają.- Dopóki sąd ostatecznie się nie wypowie, żadna z decyzji komisji nie jest końcowa - zastrzega radca prawny Łukasz Bernatowicz.Jednak tego na konferencjach prasowych nikt już nie tłumaczy. Wręcz przeciwnie, padają zapewnienia, że ich sytuacja właśnie się wyjaśniła. - Mieszkańcy kamienicy przy Poznańskiej 14 mogą od dzisiaj czuć się bezpieczni - oświadczył stanwoczo na jednej z konferencji Patryk Jaki.- Prawda jest zupełnie inna - zaznacza dziś Kłąb.Nieruchomością zarządza ten, kto jest wpisany do księgi wieczystej. - Ciągle jako właściciele figurują tam osoby, które nabyły prawa do kamienicy od handlarzy roszczeń - mówi Bernatowicz. - Dopiero w momencie, kiedy miasto stołeczne Warszawa będzie wpisane jako właściciel i władający tą nieruchomością, będziemy mogli mówić o pierwszym kroku do odzyskania tej nieruchomości - dodaje Kłąb.
Jeszcze większy chaos
Aby do księgi wpisać ratusz, sytuacja prawna musi być jasna. Jak mówi Bernatowicz, obecnie jest to niemal niemożliwe. Stawia też ważne pytanie: czy warto jedną patologię wyjaśniać kolejną?
- Działania komisji prowadzą, w moim odczuciu do tego, że będziemy mieli jeszcze większy chaos prawny w Warszawie i jedne krzywdy będziemy naprawiać wyrządzając inne - komentuje radca prawny.Najlepiej widać to na konkretnym przykładzie kamienicy przy Poznańskiej 14. Przedstawiciele komisji już we wrześniu ogłosili, że kamienica wróciła do miasta. Mało tego, swoje orzeczenie wpisali do księgi wieczystej. W efekcie zapanował chaos.
Właścicielem nieruchomości (przed decyzją zespołu Jakiego) była wspomniana już spółka Fenix, która kupując kamienicę - nabyła pod hipotekę kredyt o wartości 82 milionów złotych. Teraz pozostaje więc pytanie, czy miasto ma przejąć budynek z tak wysokim długiem. Jeden z członków komisji nie potrafił na nie odpowiedzieć. - Tak daleko idących analiz skutków komisja nie ma obowiązku podejmować - przyznał w rozmowie z reporterem "Czarno na Białym" Sebastian Kaleta.
"Komisja działa jak taran"
A to nie koniec problemów. Część wyremontowanych mieszkań spółka zdążyła sprzedać osobom prywatnym, które teraz mogą mieć poważne kłopoty. - Z tego, co mi wiadomo, część mieszkań grupa Fenix sprzedała sobie, więc tutaj konsekwentnie działa zła wiara - zastrzegł Kaleta. - A jeśli jakaś osoba trzecia nabyła nieruchomość od grupy Fenix, to ma wobec tych osób roszczenia - dodał.Doktor Bernatowicz mówi wprost, że sytuacja tych nabywców jest kiepska. - Wzięły na te mieszkania kredyty, w tej chwili nie mogą z nich korzystać, ponieważ komisja wpisała się do księgi wieczystej. Lokalu sprzedać też nie mogą, kredyt spłacać muszą, a jednocześnie ich deweloper nie może im tych mieszkań wydać. Tu właśnie widzę wyrządzanie krzywd ludziom, którzy zupełnie na to nie zasłużyli, bo są przypadkowymi ofiarami działań komisji, która niestety na takie przypadki się nie ogląda idąc jak taran i ustami swojego przewodniczącego ogłaszając, że zwróciła Warszawie nieruchomości dekretowe - ocenia sytuację prawnik. W ostatnim czasie dało się zauważyć, że komisja zmieniła taktykę i zamiast "zwracania" nieruchomości miastu nakłada na tego, który odzyskał nieruchomość, odszkodowanie. Przykładem jest Marek M., który przejął budynek przy Nabielaka 9 (gdzie mieszkała Jolanta Brzeska). Po reprywatyzacji sprzedał jednak część mieszkań prywatnym osobom. W tej sytuacji komisja zdecydowała, że nie może odebrać im lokalu, ale zamiast tego ogłosiła, że Marek M. musi zarobione na transakcjach pieniądze oddać. Podliczyła go na trzy miliony złotych. - Co z tego, że komisja wydaje decyzje popularne społecznie, kiedy żadna z nich nie została doprowadzona do końca i nie została wyegzekwowana - przekonuje Bernatowicz. - Ta kara dopiero zostanie potwierdzona lub nie przez sąd, więc to, że komisja wydaje jakąś karę, to jest tylko widzimisię komisji - dodaje. Zanim zapadną ostateczne decyzje sądów, sprawy mogą ciągnąć się latami.
Rafał Stangreciak, "Czarno na białym" TVN24
kw/pm