- Chciałbym przeprosić żonę, dzieci, rodziców. Nie wiem, jak do tego doszło. Jest mi ciężko, ponieważ przez tę sytuację zginął człowiek - powiedział w swoich niemal pierwszych słowach przed sądem Adrian Cz., 26-letni informatyk.
Gdy to mówił, rękę trzymał na sercu. Chwilę wcześniej Jerzy Mierzewski, jeden z najbardziej znanych stołecznych prokuratorów (oskarżał m.in. w sprawie mafii pruszkowskiej i zabójstwa generała Papały) oskarżył Cz. o to, że w nocy z 9 na 10 lutego ubiegłego roku, na ulicy Trębackiej kilkukrotnie, nożem typu "motylek", ranił Pawła K., pracownika Tramwajów Warszawskich.
Mężczyzna zmarł niespełna dwa tygodnie później w szpitalu. Osierocił troje małych dzieci.
W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Warszawie rozpoczął się proces w tej sprawie.
Co się wydarzyło 9 lutego?
Jako pierwsi zeznawali policjanci, którzy tragicznej nocy stali przy barierkach zabezpieczających miesięcznicę smoleńską. Wśród nich Sylwester M.
- Regularnie zabezpieczaliśmy miesięcznice smoleńskie w poprzedzające je noce. Na co dzień pracuję jako dzielnicowy na Pradze Północ, ale tego dnia zostałem oddelegowany na Krakowskie Przedmieście - relacjonował.
Jak dalej opisywał, do funkcjonariuszy nagle podbiegła para. Opowiedzieli o bójce za rogiem, na Trębackiej.
Sylwester M.: - Pobiegłem jako pierwszy. Zobaczyłem grupę osób, która się szarpie. Ktoś leżał na ziemi, obok klęczał mężczyzna. Krzyczał, że leżący został raniony nożem.
"Wszyscy byli pijani"
Obok rannego - według relacji policjanta - wciąż ktoś się szarpał. Policjant: - Wszyscy byli pijani, zataczali się. Jeden drugiego ciągał, zero ładu.
Dzielnicowy zajął się Pawłem. Jak opisywał przed sądem, mężczyzna jeszcze oddychał, ale "oczy miał bez kontaktu". Mundurowy odsłonił jego koszulkę.
Sylwester M.: - Zauważyłem ranę w okolicach serca, w górnej części klatki piersiowej, po lewej stronie. Druga rana była po lewej stronie na wysokości żeber. Była też trzecia rana, na brzuchu, ale wydawała mi się najmniej istotna.
Policjant co chwilę sprawdzał tętno poszkodowanego, czekał na przyjazd karetki, ale Paweł przestał oddychać, a tętno było coraz słabsze. Zaczął reanimację.
Obok leżał drugi mężczyzna. Sylwester M.: - Słyszałem, że jest nóż, że drugi leżący to sprawca, że został znokautowany po tym, co zrobił. Wiem też, że nóż został znaleziony w spodniach, czy za bielizną. Nie widziałem go.
Ktoś w tłumie krzyczał: - Ratujcie go, ratujcie! On ma trójkę dzieci!
Rozmawiali o planach na życie, o dzieciach
Krzyczał Leszek W., kolega Pawła. Tragicznej nocy wspólnie ze znajomymi spotkali się na Starym Mieście, później poszli w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. Tam natknęli się na oskarżonego Adriana Cz. i jego kolegów.
W poniedziałek Leszek W. również stanął przed sądem jako świadek. Na wniosek obrońcy oskarżonego złożył przyrzeczenie co do prawdomówności.
Mówił, że podczas spotkania z Pawłem K. rozmawiali głównie o planach na życie, o dzieciach.
- Było to spotkanie po latach. Dzień wcześniej byliśmy na pogrzebie innego naszego kolegi. Po północy, po zamknięciu restauracji, część osób rozjechała się taksówkami, a część poszła w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. Wszyscy byliśmy pod wpływem alkoholu - relacjonował. Zastrzegł, że nie pamięta szczegółów. Był już wtedy pod wpływem alkoholu. Przypominał, że kilka godzin po zdarzeniu policjanci odesłali go do domu, bo miał 1,5 promila. Oficjalne zeznania do protokołu złożył dopiero następnego dnia.
W poniedziałek przed sądem z trudem odpowiadał na pytania. Wielu szczegółów nie pamiętał.
Nieprzychylnie odniósł się do sugestii oskarżonego, by rozrysować przebieg bójki. Zresztą i tak sąd się na to nie zgodził.
"Uważajcie on ma nóż, on ma kosę"
Świadek pamiętał, że razem z kolegami doszli do miejsca, gdzie stały barierki, które miały zabezpieczać obchody miesięcznicy smoleńskiej. Pamiętał kopnięcie, mocne uderzenie, prawdopodobnie właśnie w barierkę. W oddali słyszał głos Pawła, który miał zwrócić uwagę sprawcy.
Leszek W.: - Powiedział, żeby nie demolował, zapytał, po co to robi. Doszło do ostrej wymiany zdań. Pamiętam takie słowa: "co ci to przeszkadza, frajerze?!". Wszystko działo się szybko. W pewnym momencie Paweł, wydaje mi się sprowokowany słowem "frajerze", postanowił podbiec do mężczyzny, z którym się kłócił. Pamiętam, że zwróciłem się do Pawła: "Kula [przezwisko ofiary - red.], odpuść". Niestety Paweł pobiegł za tym mężczyzną, zaczęli się szarpać - mówił świadek.
Potem dołączyli inni. Znajomi oskarżonego, ale też pokrzywdzonego.
Leszek W.: - Podbiegłem do Pawła i zobaczyłem, że leży na plecach. Nie było uderzeń, więc myślałem, że się poślizgnął albo uderzył głową. Wtedy był już nieprzytomny. Miał podwiniętą koszulkę, podniosłem ją i zobaczyłem, że ma rany kłute. W tym momencie podniosłem się i zacząłem krzyczeć: "uważajcie on ma nóż, on ma kosę". Zauważyłem, że oprócz Pawła, nieopodal leży drugi mężczyzna, a nad nim pochyla się grupa znajomych.
Nie przyznaje się
Obok Pawła leżał Adrian Cz., który dziś zasiadł na ławie oskarżonych.
Nie przyznał się do winy. Nie chciał odpowiadać na pytania prokuratora i sądu. Sędzia odczytał więc wyjaśnienia oskarżonego ze śledztwa.
Wtedy Adrian Cz. również mówił mało. Pamiętał, że poszedł ze znajomymi do pubu, na piwo. Pił, ale niewiele. Następnego dnia miał ze swoją partnerką jechać na studniówkę. Twierdzi, że "ktoś mu czegoś dosypał do alkoholu".
Podczas drugiego przesłuchania powtórzył: - Nic nie pamiętam.
Pytany o bójki odparł, że nigdy nikogo nie uderzył. Pytany o śmierć, zapewnił, że nikomu jej nie życzy. - Życie jest dla mnie najważniejszą wartością, którą otrzymuje się od Boga - podkreślił.
W momencie zdarzenia, jak wykazało badanie, miał 0,5 promila. Nie był pod wpływem narkotyków.
Grozi mu dożywocie.
Klaudia Ziółkowska