Kolorowe wejścia do metra oszpecili wentylatorami

Kontrowersyjny wentylator przy stacji Świętokrzyska
Źródło: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl

Czy kolorowe daszki i wejścia do nowych stacji metra są ładne, to kwestia gustu. Ale to, że można je zepsuć nie podlega już dyskusji. Udowodnił to wykonawca II linii metra.

Jak tego dokonał? Wystarczy przejść się w okolice metra Świętokrzyska. Nad jedną z wind, której wejście obłożono żółtym szkłem, pojawiło się... coś. Coś strasznego. Wielka, szpetna, metalowa konstrukcja wentylatora.

Jest niezbędna. Każda stacja metra ma windę pożarową, wyposażoną w specjalny tryb "strażacki". W czasie ewentualnej akcji gaśniczej wyposażony w stosowny klucz strażak może ją przełączyć w taki tryb i dotrzeć nią na każdy poziom podziemnej konstrukcji. Wentylator służy zaś temu, by wewnątrz szybu utrzymać ciśnienie, które nie pozwoli na jego zadymienie.

"Nie da się"

Bezpieczeństwo to poważna sprawa, z tym nikt nie dyskutuje. Ale czy naprawdę w XXI wieku nie ma technologii, która pozwoliłaby zamaskować urządzenia, by nie psuły całego efektu?

Oczywiście, "nie da się": - Jest nam przykro, że to tak wygląda, ale w tym przypadku nie było innego wyjścia. Umowa z Metrem Warszawskim zakładała, że nie można było zmieniać gabarytów szklanych wind i jakoś ukryć tych wentylatorów. Musieliśmy je zamontować na górze - tłumaczy na łamach "Gazety Wyborczej" Mateusz Witczyński, rzecznik wykonawcy metra.

Za ten subtelny detal, niweczący całą koncepcję wejść do stacji metra odpowiada bowiem nie ich projektant Andrzej Chołdzyński, ale właśnie wykonawca, który w ramach kontraktu na budowę przygotowywał też projekt wykonawczy.

"Gazeta" dodaje też, że podobne żelastwo oszpeci też niebawem stacje Nowy Świat i Dworzec Wileński.

Wentylator przy stacji Świetokrzyska i Nowy Świat Uniwersytet

r

Czytaj także: