Pierwsi wiosłujący sportowcy, panowie w pasiastych trykotach, pojawili się na Wiśle już w latach 70. XIX wieku. Zaborcze władze rosyjskie krzywym okiem patrzyły na wszelkie próby zrzeszania się, dlatego Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie udało się oficjalnie zarejestrować się dopiero w 1887 roku. Nie bez znaczenia okazał się lobbing Bolesława Prusa, wielkiego entuzjasty kultury fizycznej. Początkowo członkami WTW, najstarszego polskiego klubu sportowego, byli wyłącznie mężczyźni, a właściwie "druhowie" i "przyjaciele", bo tak się do siebie zwracali. Ówczesna prasa nazywała ich niekiedy "kochankami Wisły".
Sport tylko dla dżentelmenów
- Wioślarstwo dało początek innym sportom wodnym. Proszę sobie wyobrazić, że w ciągu 20 lat w II RP wybudowano ponad 200 stanic w całej Polsce, w samej Warszawie w 1939 roku było ich 28 - mówił podczas spotkania promocyjnego wydanej przez Ośrodek KARTA i Dom Spotkań z Historią książki dr Robert Gawkowski, historyk sportu. - W 1934 wprowadzono prawo wodne, bo po Wiśle pływały setki jednostek: łodzie, kajaki, żaglówki, a także pierwsze motorówki. Te ostatnie mogły pływać z prędkością do 30 km/h - dodaje. Plany były dalekosiężne, np. przy Siekierkach planowano budowę toru regatowego.
- To był sport angielskich dżentelmenów. Członkowie towarzystwa byli dobrze sytuowani i wykształceni. Rekrutowali się z klasy średniej i wyższej - opowiadała Agnieszka Kaczmarska, redaktorka tomu. Najlepszym dowodem zamożności były kunsztowne, drewniane stanice wybudowane ze składek członkowskich. Z czasem wioślarze dorobili się okazałej przystani i siedziby przy ul. Foksal 19.
Kajakarz to nie pierwotniak
"Wodniacy. Pasjonaci Wioślarstwa 1878-1939" to przede wszystkim zdjęcia, wygrzebane w przepastnych archiwach klubów wioślarskich. Fotografie opowiadają o sporcie, ale też o towarzyszącym mu bujnym życiu towarzyskim, które kwitło podczas wspólnych wycieczek i pikników. Zdjęcia opatrzone są rysunkami z przedwojennych pism sportowych, starymi reklamami, godłami organizacji i tekstami z epoki. Odnajdujemy w nich m.in. echa trwającego do dziś konfliktu między kajakarzami i wioślarzami.
"Istnieje pogląd, że uczyć się sporu kajakowego w ogóle nie potrzeba. Ot, siada się do kajaka, bierze wiosło i jazda. Stąd pochodzi awersja, jaką do kajakowców żywią "organizmy wyższe" wioślarze i żeglarze. Kajakowiec to prymityw, "pierwotniak". Pogląd wyłożony jest do gruntu fałszywy" pisał w 1936 roku magazyn "Sport wodny".
Te niesnaski doskonale pamiętają też nestorzy sportów wodnych. - Musiałem oszukać ojca, żeby uprawiać kajakarstwo. Potrzebowałem jego pisemnej zgody. Niestety ojciec skreślil z listy kajaki, bo uznał, ze to sport dla panów z brzuszkami pływających na wycieczki. Nakłamalem, że się pomylił w deklaracji i zacząłem pływać na kajakach. Trochę się obawiałem, bo tata był z zawodu grabarzem. Dopiero mistrzostwo Polski go przekonało - wspominał Władyslaw Zieliński, brązowy medalista olimpijski i mistrz świata w kajakarstwie.
Byli cykliści, będą piłkarze
Poprzednią publikacją w ramach serii "Historie obrazkowe" był album "Cykliści: sympatycy, pasjonaci, mistrzowie". W przygotowaniu są już kolejne wydawnictwa poświęcone piłce nożnej i sportom zimowym.
We wtorek 22 listopada o godz. 18.00 w domu Spotkań z Historią odbędzie się premiera książki z udziałem historyka sportu dra Roberta Gawkowskiego.
Piotr Bakalarski
Kochankowie Wisły, czyli dżentelmeni z wiosłami