Kochankowie Wisły, czyli dżentelmeni z wiosłami

Druhowie z WTW, 1882 - fot. KARTA/DSH
Druhowie z WTW, 1882 - fot. KARTA/DSH
Łodzie, kajaki, żaglowki i pierwsze motorówki - w połowie lat 30. na warszawskim odcinku Wisły było tak ciasno, że władze musiały wprowadzić prawo wodne. Nad rzeką funkcjonowało aż 28 przystani. Barwny obraz tamtego świata pokazuje wydany właśnie album "Wodniacy. Pasjonaci Wioślarstwa 1878-1939".

Pierwsi wiosłujący sportowcy, panowie w pasiastych trykotach, pojawili się na Wiśle już w latach 70. XIX wieku. Zaborcze władze rosyjskie krzywym okiem patrzyły na wszelkie próby zrzeszania się, dlatego Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie udało się oficjalnie zarejestrować się dopiero w 1887 roku. Nie bez znaczenia okazał się lobbing Bolesława Prusa, wielkiego entuzjasty kultury fizycznej. Początkowo członkami WTW, najstarszego polskiego klubu sportowego, byli wyłącznie mężczyźni, a właściwie "druhowie" i "przyjaciele", bo tak się do siebie zwracali. Ówczesna prasa nazywała ich niekiedy "kochankami Wisły".

Sport tylko dla dżentelmenów

- Wioślarstwo dało początek innym sportom wodnym. Proszę sobie wyobrazić, że w ciągu 20 lat w II RP wybudowano ponad 200 stanic w całej Polsce, w samej Warszawie w 1939 roku było ich 28 - mówił podczas spotkania promocyjnego wydanej przez Ośrodek KARTA i Dom Spotkań z Historią książki dr Robert Gawkowski, historyk sportu. - W 1934 wprowadzono prawo wodne, bo po Wiśle pływały setki jednostek: łodzie, kajaki, żaglówki, a także pierwsze motorówki. Te ostatnie mogły pływać z prędkością do 30 km/h - dodaje. Plany były dalekosiężne, np. przy Siekierkach planowano budowę toru regatowego.

- To był sport angielskich dżentelmenów. Członkowie towarzystwa byli dobrze sytuowani i wykształceni. Rekrutowali się z klasy średniej i wyższej - opowiadała Agnieszka Kaczmarska, redaktorka tomu. Najlepszym dowodem zamożności były kunsztowne, drewniane stanice wybudowane ze składek członkowskich. Z czasem wioślarze dorobili się okazałej przystani i siedziby przy ul. Foksal 19.

Kajakarz to nie pierwotniak

"Wodniacy. Pasjonaci Wioślarstwa 1878-1939" to przede wszystkim zdjęcia, wygrzebane w przepastnych archiwach klubów wioślarskich. Fotografie opowiadają o sporcie, ale też o towarzyszącym mu bujnym życiu towarzyskim, które kwitło podczas wspólnych wycieczek i pikników. Zdjęcia opatrzone są rysunkami z przedwojennych pism sportowych, starymi reklamami, godłami organizacji i tekstami z epoki. Odnajdujemy w nich m.in. echa trwającego do dziś konfliktu między kajakarzami i wioślarzami.

"Istnieje pogląd, że uczyć się sporu kajakowego w ogóle nie potrzeba. Ot, siada się do kajaka, bierze wiosło i jazda. Stąd pochodzi awersja, jaką do kajakowców żywią "organizmy wyższe" wioślarze i żeglarze. Kajakowiec to prymityw, "pierwotniak". Pogląd wyłożony jest do gruntu fałszywy" pisał w 1936 roku magazyn "Sport wodny".

Te niesnaski doskonale pamiętają też nestorzy sportów wodnych. - Musiałem oszukać ojca, żeby uprawiać kajakarstwo. Potrzebowałem jego pisemnej zgody. Niestety ojciec skreślil z listy kajaki, bo uznał, ze to sport dla panów z brzuszkami pływających na wycieczki. Nakłamalem, że się pomylił w deklaracji i zacząłem pływać na kajakach. Trochę się obawiałem, bo tata był z zawodu grabarzem. Dopiero mistrzostwo Polski go przekonało - wspominał Władyslaw Zieliński, brązowy medalista olimpijski i mistrz świata w kajakarstwie.

Byli cykliści, będą piłkarze

Poprzednią publikacją w ramach serii "Historie obrazkowe" był album "Cykliści: sympatycy, pasjonaci, mistrzowie". W przygotowaniu są już kolejne wydawnictwa poświęcone piłce nożnej i sportom zimowym.

We wtorek 22 listopada o godz. 18.00 w domu Spotkań z Historią odbędzie się premiera książki z udziałem historyka sportu dra Roberta Gawkowskiego.

Piotr Bakalarski

Kochankowie Wisły, czyli dżentelmeni z wiosłami

Czytaj także: