Trwa wymiana ciosów między władzami Warszawy, a pracującym w Zurychu architektem. Ratusz zwołał w czwartek konferencję prasową, w czasie której wiceprezydent Jacek Wojciechowicz odniósł się m.in. do zarzutów, które Kerez postawił w wywiadzie dla tvnwarszawa.pl.
Po opublikowaniu naszej relacji z konferencji prasowej, Kerez ponownie odniósł się do stanowiska ratusza. Punkt po punkcie odpowiedział na zarzuty.
Budynek jest za wysoki?
Ratusz zarzucił architektowi, że projektowany budynek jest za wysoki - ma ponad 25 metrów, a to oznacza, że musi spełnić bardziej restrykcyjne normy pożarowe, co wiązałoby się z przeprojektowanie wnętrza.
- To kłamstwo - mówi ostro architekt. - W naszym projekcie była tylko jedna belka znajdująca się ponad sklepieniem sali wystawowej, która minimalnie wystawała ponad granicę 25 metrów i była zupełnie niewidoczna z poziomu ulicy. Rozwiązanie to miało służyć obniżeniu kosztów budowy muzeum. Belka została ostatecznie obniżona, co zostało zaprezentowane na spotkaniu z wiceprezydentem Jackiem Wojciechowiczem. Powinien on zatem doskonale znać rozwiązanie tego mało znaczącego problemu od dłuższego czasu - przekonuje architekt.
Nie było uzgodnień z metrem?
Wojciechowicz stwierdził też, że Kerez nie uzyskał niezbędnych uzgodnień, m.in. z metrem. - Zaprezentowaliśmy rozwiązanie posadowienia budynku muzeum ponad istniejącymi tunelami metra już na początku 2010 roku. Na wyraźne polecenie metra zmieniliśmy projekt konstrukcyjny tak, by uniezależnić nasz budynek od konstrukcji tunelu znajdującego się pod nim. Było to niezbędne, ponieważ miasto postanowiło rozpocząć budowę muzeum dopiero po zakończeniu budowy drugiej linii metra pod Placem Defilad. To rozwiązanie zostało zaakceptowane przez wykonawców tej inwestycji, firmy ILF i Astaldi, jednak Metro Warszawskie poprosiło nas dodatkowo o projekty wykonawcze i detale, które nie należały do zakresu opracowania dokumentacji w tej fazie - odpowiada architekt.
I dodaje: - Projekt wykonawczy może powstać dopiero po wydaniu pozwolenia na budowę. To błędne koło, a ratusz nie ma racji, gdy mówi, że pozwolenie na budowę nie ma znaczenia dla prac projektowych.
By wyjść na przeciw oczekiwaniom metra, architekt zaproponował zmianę harmonogramu i - co za tym idzie - terminów płatności. Ratusz nie chciał o tym słyszeć.
Uzbrojenie i komunikacja
Ratusz dawał też architektowi dodatkowe zadania. Chciał m.in., by przygotował on projekt instalacji podziemnych nie tylko pod gmachem muzeum, ale i w całej okolicy. - W kontrakcie był tylko wymóg stworzenia koncepcji przebiegu infrastruktury w otoczeniu projektowanego budynku. Tymczasem ratusz oczekiwał pełnego projektu wykonawczego. Możemy go przygotować, ale musimy podpisać na to umowę. No i za dodatkową pracę trzeba dodatkowo zapłacić - mówi Kerez.
Sala teatralna jest za niska?
Wiceprezydent stwierdził też, że jedna z sal Teatru Rozmaitości, który ma się mieścić w tym samym budynku, jest za niska. - Prezentowałem różne możliwości rozwiązania tego problemu. Zmiana wysokości małej sali teatralnej wymagała jednak poważnego przekształcenia założeń funkcjonalnych przygotowanych przez Muzeum i Teatr na początku procesu projektowego, więc ostatecznie ta wysokość została zaakceptowana przez obu użytkowników - zapewnia architekt i dodaje: - Nie potrafię zrozumieć, dlaczego wiceprezydent Wojciechowicz powołuje się na problemy dla których już dawno znaleźliśmy rozwiązanie.
Do kogo należą działki?
Ratusz odniósł się też do stwierdzenia Kereza, że nie ten mógł zdobyć pozwolenia na budowę, bo okazało się, że do części działek pod MSN są roszczenia.
- Żeby dostać pozwolenie, trzeba przede wszystkim mieć projekt. A tego pan Kerez nie ma - odbijał piłeczkę wiceprezydent. I dodawał: - Mamy dokument, z którego wynika, że wolno nam użytkować ten teren, więc nie ma żadnych przeszkód, by wydać pozwolenie. A sprawy roszczeń są na dobrej drodze do wyjaśnienia - zapewnił.
Kerez odpowiada: - Każdy architekt wie, że nie wolno projektować na gruncie, który nie należy do inwestora. Można sobie narysować koncepcję, ale w kontrakcie jest wyraźnie napisane, że 30 dni przed przekazaniem projektu i dokumentów do wniosku o pozwolenie na budowę miasto musi potwierdzić, że jest właścicielem gruntu. Tylko w takim przypadku mógłbym dokończyć projekt - przekonuje architekt.
Co było w liście?
I dodaje: - Dziwi mnie, że w tej sytuacji zerwali kontrakt. Nie napisałem, że nie chcę dalej pracować nad projektem. Stwierdziłem tylko, że do tego niezbędna jest pomoc miasta. Kwoty, które podałem, to nie rachunek za spotkania, jak twierdzi Wojciechowicz. To jest dowód na to, jak bardzo zależało mi na tym projekcie i ile własnych środków w niego zainwestowałem. Cała dodatkowa praca którą wykonaliśmy była warta ponad 2 miliony złotych, ale do tej pory nie wysłaliśmy miastu żadnej faktury dotyczącej tej kwoty. Nie było jej także w liście wymienionym przez wiceprezydenta.
Karol Kobos
Źródło zdjęcia głównego: MSN