- Jestem przekonany, że sześciolatki sobie poradzą – tak o wysłaniu dzieci w tym wieku do pierwszej klasy szkoły podstawowej mówi Włodzimierz Paszyński. Część rodziców wciąż jednak ma sporo wątpliwości.
Choć w większości przypadków udało się stworzyć w stolicy oddzielne klasy w podstawówkach dla sześciolatków, to zdaniem części rodziców problemem są oddziały mieszane. W mailach do "Miejskiego Reportera" piszą, że ich dzieci nie są dostosowane do współpracy z siedmiolatkami. Rodzice używają nawet określenia "katastrofa emocjonalna dzieci".
W podobnym tonie wypowiada się również Bogumiła, która zadzwoniła do studia w trakcie programu: – Nie puściłabym drugi raz dziecka sześcioletniego do pierwszej klasy szkoły podstawowej – mówi wprost.
"To przesada"
Rodziców stara się uspokoić Paszyński. - Staraliśmy się tworzyć grupy jednorodne. Mieszane też są, ale jest ich niewiele. Określanie tego mianem katastrofy jest przesadne – twierdzi.
Jak przekonuje za parę lat sześciolatki podziękują swoim rodzicom. – Bo ich koledzy, którzy w tym czasie poszli do oddziału przedszkolnego będą nadal uczyć się w szkole, gdy oni już ją skończą – przekonuje.
Eksperci uspokajają
Podobnego zdania są eksperci. - Najwięcej o tym problemie mówią osoby, które mają przykre przeżycia. Ale część sześciolatków poradzi sobie z siedmiolatkami – zapewnia Danuta Kozakiewicz, dyrektor szkoły podstawowej nr 103.
Już za dwa lata
We wrześniu 2009 roku rozpoczął się tzw. okres przejściowy, kiedy to część sześciolatków rozpoczęła naukę w podstawówkach. Reforma edukacji zakłada, że już w 2012 wszystkie sześciolatki pójdą do pierwszej klasy zamiast do zerówek.
Wejściu w życie nowych przepisów towarzyszyły ostre protesty rodziców, którzy obawiali się, że miasto nie zdąży przygotować dla dzieci odpowiednich warunków.
ran/par