Stowarzyszenie Oburzeni złożyło w stołecznym ratuszu wniosek o referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jeśli ich wniosek spełni niezbędne wymogi formalne, stowarzyszenie będzie musiało zebrać pod nim minimum 130 tys. podpisów, aby referendum doszło do skutku.
O wpłynięciu wniosku poinformowała "Gazeta Stołeczna". "Oburzeni składają wniosek o referendum ws. odwołania Gronkiewicz-Waltz" – czytamy na stronie stowarzyszenia w mediach społecznościowych. Sekretarz urzędu miasta Marcin Wojdat potwierdził, że takie zawiadomienie wpłynęło już do ratusza.
- Przyjęliśmy taki wniosek i badamy go pod względem formalnym – powiedział.
Oburzeni sami siebie określają stowarzyszeniem dążącym "do obalenia niedemokratycznego, niesprawiedliwego, nieracjonalnego systemu pookrągłostołowego". – Walczymy z wszelkim bezprawiem, a bezprawia związanego z reprywatyzacją pod rządami Hanny Gronkiewicz-Waltz było tak dużo, że musieliśmy zareagować – powiedział "Stołecznej" Antoni Gut, przedsiębiorca i prezes stowarzyszenia.
Sam wniosek to nie wszystko. Jeśli spełni wymogi formalne, inicjatorzy będą musieli przejść kolejny, znacznie trudniejszy etap. Chodzi o zebranie minimum 130 tys. ważnych podpisów mieszkańców Warszawy, które są koniecznie, aby referendum mogło się odbyć.
Próbował Piotr Guział
Do tej pory udało się to jedynie Piotrowi Guziałowi – obecnemu radnemu miasta i byłemu burmistrzowi Ursynowa. Guział w 2013 roku zainicjował zbiórkę podpisów pod wnioskiem o referendum. Zebrał wystarczającą liczbę. Prezydent miasta odwołać się jednak nie udało.
Udział w referendum wzięło 343 732 osób. Nieco ponad 45 tysięcy głosów za mało, aby referendum było ważne. Do tego potrzeba bowiem 3/5 liczby wyborców, którzy uczestniczyli w wyborze prezydent Warszawy w 2010 roku.
W wyborach sześć lat temu głosowało 649 049 osób. Oznaczało to, że referendum byłoby ważne, jeśli zagłosowałoby co najmniej 389 430 osób, a większość głosowała za odwołaniem Gronkiewicz-Waltz przed upływem kadencji.
Gronkiewicz-Waltz komentuje wyniki referendum
kw