Marek M. to najbardziej znany kupiec roszczeń do nieruchomości warszawskich, objętych tzw. dekretem Bieruta. To on spisał 51 roszczeń, schował je w jednej teczce zatytułowanej "Moje grunty warszawskie" i zaniósł do ratusza. W pewnym momencie faktycznie pomyślał, że cenna część Warszawy jest jego - tylko on wie, czy nie myśli tak do dziś.
"Taki cwaniakowaty typ"
- Kojarzył się z takim cinkciarzem raczej, taki cwaniakowaty typ. Całe jego zachowanie sprawiało, że człowiek się bał - to jest moje a wy się wynoście i już! - wspomina jedna z osób, które Marek M. - po przejęciu kamienicy - zmusił do opuszczenia domu. Takich osób w całej Warszawie są setki, zastraszonych, zaczynających swoje życie od nowa, w nowym miejscu.
Organizacje, które bronią lokatorów nazywają go "kamienicznikiem". On swoją działalność zawsze nazywał "przywracaniem prawa". Dba o to, żeby być praktycznie niewidzialnym. Prezentowane w "Czarno na białym" zdjęcie, to najprawdopodobniej jeden z nielicznych utrwalonych wizerunków Marka M., który prezentujemy po raz pierwszy. Jest przed sześćdziesiątką. Z wykształcenia ekonomista, pracował jako antykwariusz. Od 2006 roku jego podstawowe zajęcie to skupowanie roszczeń.
- Nabywał kamienice po 100, 200, tysiąc złotych. To jest legalne? Moim zdaniem nie - twierdzi Izabella Korneluk, radca prawny. Zdecydowała się opowiedzieć o Marku M. i z całą pewnością o jego działalności wie najwięcej. Prywatnie i służbowo to największy wróg Marka M. Od 2006 roku reprezentuje stołeczny ratusz w rozprawach przeciwko Markowi M.
Jak przejmuje kamienice?
12 lat temu M. wpada na pomysł, który uczyni go milionerem. Razem ze swoją matką zakłada stowarzyszenie o nazwie "Pokrzywdzeni". - W tym stowarzyszeniu, które bardzo mocno reklamowało się w Warszawie chce pomóc spadkobiercom w odzyskiwaniu nieruchomości i gruntów. W ten sposób zaczyna mieć kontakty do osób i w ten sposób zaczyna wykupywać roszczenia – mówi Karol Perkowski ze stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa.
To jego sposób działania: odkupuje roszczenia do ziemi czy kamienicy od spadkobierców - czasami za bardzo małe pieniądze, często jest to kilkaset złotych. Kupuje je od starszych osób, dla których to spore kwoty. Z tymi roszczeniami idzie do sądu, ten postanawia zwrócić nieruchomość. Następnie z sądowym wyrokiem udaje się do ratusza. W ten sposób za kilkaset złotych staje się właścicielem kamienicy wartej dziesiątki milionów. Ale w kamienicach, które przejmuje mieszkają przecież ludzie, których trzeba się pozbyć.
- Jest to człowiek bezwzględny, za wszelką cenę doprowadza do tego, żeby pozbyć się niechcianych lokatorów – mówi o Marku M. Janusz Baranek, mieszkaniec kamienicy przy Dahlberga 5 na Woli. Jest jednym z niewielu lokatorów, którzy zostali, gdy kamienicę w części przejął Marek M. - Na dzień dobry podniósł czynsz ośmiokrotnie - ze stawki komunalnej 2,39 zł na 15 zł, a później na 32 złote – dodaje Baranek.
Później w tej kamienicy zakwaterował swojego znajomego. Ten robił głośne imprezy, zapraszał gości, rozpalał grilla na klatce. - On był tu po prostu po to, żebyśmy się sami wyprowadzili. On psychologicznie podchodził do sprawy. Jak ktoś popadał w strach, to on zaczynał go nękać – tłumaczy działania Marka M.
Ogromne odszkodowania
Kamienicę przy Hożej 25 w centrum Warszawy Marek M. kupował na raty. Jeszcze w latach 90. za część budynku zapłacił jednej ze spadkobierczyń 500 złotych. Drugą część kupił w 2008 roku, za 50 złotych od 84-letniej staruszki. Po przejęciu kamienicy zażądał od miasta 5 mln zł za to, że przez lata na niej nie zarabiał.
Przy tej sprawie spotkał się ze wspomnianą Izabella Korneluk. - Liczyłam na zwycięstwo, bardzo tego chciałam. Poza tym reprezentuje taki pogląd, że jeżeli się w coś wierzy, to należy o to walczyć – opowiada Korneluk.
Sprawa wciąż jest w toku, ale po sześciu latach sądowych batalii zapada ważny wyrok. - Sąd Najwyższy uznał, że nie można kupić roszczeń za 50 złotych. Pierwszy raz spotkałam się z uzasadnieniem, że w odczuciu wszystkich uczciwych ludzi nie spełnia warunku prawidłowej umowy – tłumaczy Izabella Korneluk.
Nie oznacza to oczywiście że kamienica zostanie od razu zwrócona prawowitym spadkobiercom, ale jest to precedens, bardzo mocny argument w dalszej walce o ten i podobne zwroty kamienic. Pewne jest to, że jeszcze nie raz te dwie osoby staną na przeciw siebie.
- On posiadł ogromną wiedzę w dziedzinie obrotów nieruchomości, jest bardzo przebojowy i jest również podstępny – charakteryzuje Marka M. Korneluk. Miejscy urzędnicy doskonale poznali działania człowieka bezwzględnego, który do miejskich urzędów wchodził jak po swoje.
"Pisma bardzo prostackie w treści"
- Ja sam zetknąłem się z nim w 15 albo 20 sprawach – przyznaje Wojciech Bartelski, burmistrz Śródmieścia w latach 2006-2014. To na jego biurku lądowały pisma od Marka M. - Miał specyficzną manierę, wszystkie pisma długopisem wypisywał. Były one bardzo prostackie w treści. Były tam takie słowa jak "żądam", "natychmiast". Były to też żądania niepodparte żadnymi dokumentami. Chciał wydania na przykład kamienicy w ciągu siedmiu dni – wspomina Bartelski.Zakres tego działania jest ogromny. Nazwisko Marka M. pojawia się przy ponad 20 zreprywatyzowanych kamienicach, tych o które jeszcze walczy może być ponad 60. Przez Wolę, Ochotę, po praską stronę miasta i najdroższe ulice: Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Mokotowską, Hożą czy Wspólną.
- On jest zawsze skromnie ubrany, trudno przypisać mu walory elegancji. Raczej tak zupełnie przeciętnie - zauważa Izabella Korneluk.
Marek M jest zameldowany w mieszkaniu komunalnym na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. To człowiek, który jak mało kto, dba o swoją anonimowość, zmienia adresy, numery telefonów. Bardzo ważną rolę w jego interesach odgrywa jego matka, około 90-letnia staruszka - milionerka - bo to na nią przepisuje nieruchomości.
Zameldowany w mieszkaniu komunalnym
Marek M. jako pełnomocnik właścicieli przejął też kamienicę przy Nabielaka 8. Pod jego naciskiem wyprowadzili się niemal wszyscy. Została Jolanta Brzeska - działaczka społeczna, która walczyła o prawa lokatorów, między innymi wysiedlanych ze zreprywatyzowanych kamienic. W marcu 2011 roku jej spalone zwłoki znaleziono w Lesie Kabackim. Śledztwo w tej sprawie zostało wznowione w ubiegłym roku. Okoliczności śmierci Jolanty Brzeskiej do dziś pozostają niewyjaśnione.
W warszawskich sądach toczą się w sumie cztery postępowania przeciwko Markowi M. - Doprowadził do wydania postanowień, które rozszerzały jego kuratele, jego zakres uprawnień wynikających z pełnienia funkcji kuratora i miały zmierzać do tego, aby przejąc zarząd nad jedną z nieruchomości - informuje Anna Ptaszek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie. Ale to nie wszystko. Dochodzi jeszcze naruszenie miru domowego i uszkodzenie mienia.
- Gdybyśmy wszyscy się bali, to niczego byśmy nie osiągnęli. On działa, według mnie, niezgodnie z prawem i stosuje niedozwolone metody. Ktoś go może powstrzymać? Myślę, że tak. Wymaga to determinacji. Zresztą byłoby śmieszne, gdyby cały aparat państwa nie mógł dać sobie rady z jednym panem – podsumowuje Korneluk.
Jeśli zarzuty się potwierdzą, Marek M. za kratami może spędzić nawet 10 lat.
Jacek Smaruj, "Czarno na białym" TVN24