Jest czwartek, 16 listopada 1989 roku. W Warszawie pada pierwszy śnieg. W kinie Moskwa wyświetlają "Rybkę zwaną Wandą", a w kinie Stolica "Powrót do przyszłości". Towarzystwo Krzewienia Kultury Sowieckiej obraduje na temat "wyznaczenia nowych celów w nowej sytuacji społeczno-politycznej". Nie tylko oni czują, że do Warszawy idą wielkie zmiany.
Na dzisiejszym placu Bankowym już o 8:00 rano pojawiają się grupki młodych ludzi, którzy przychodzą by przyglądać się jak z mapy Warszawy znika pomnik Feliksa Dzierżyńskiego, znienawidzonego twórcy sowieckiego aparatu terroru.
Demontaż przyśpieszyło metro
- Były transparenty "Żegnamy Cię Feluś", "Feluś nie odchodź", kwiaty, świeczki, żałoba również. Nastrój jednak panował zdecydowanie wesoły, jak to na happeningu. To nic, że przeszkadzano robotnikom, a jeden z młodych ludzi wdrapał się na cokół, spadł i rozbił głowę – relacjonuje "Życie Warszawy".
Demontażu pomnika "krwawego Feliksa" od dawna domagają się warszawiacy. Decyzję władz miasta, o obaleniu posągu, przyspiesza dopiero budowa pierwszej linii metra. Kierownikiem rozbiórki jest Ryszard Olszewski. On decyduje, że prace są rozłożone na dwa dni.
- Najpierw trzeba usunąć kostkę i płyty z otoczenia postumentu, potem zaś sam pomnik. Materiały na pewno zostaną wykorzystane – mówi Olszewski w stołecznej prasie.
Happening na placu Feliksa Dzierżyńskiego
Po ile ten posąg?
Najbardziej jednak wszystkich obecnych interesuje, co się stanie z samym posągiem. Plotka głosi, że znalazł się już kupiec na pomnik socjalistycznego rewolucjonisty. Zgromadzoną młodzież bawi, że pracujący przy rozbiórce robotnicy ubrani są w białe kombinezony.
- Można się śmiać. Jednak smutno się robi na myśl, że są pomniki, przy których usuwaniu ludzie się cieszą – komentuje "Życie Warszawy" w 1989 roku.
Jednak prawdziwa radość na placu panuje dopiero dzień później. 17 listopada 1989 roku warszawiacy wiwatują, gdy o 11:20 pomnik Dzierżyńskiego pada na bruk. Posąg wykonany z betonu powleczonego miedzią rozpada się podczas rozbiórki. Głowa wisi na dźwigu, a cokół rozpryskuje się na drobne kawałki tuż obok wiwatującego tłumu. Ludzie zbierają fragmenty pomnika "na pamiątkę".
W tygodniku "Stolica" z listopada 1989 r. pojawia się komentarz: "Nie dane było Feliksowi Dzierżyńskiemu zająć miejsca w skansenie symboli niechcianej przeszłości. A swoją drogą, czy wśród widzów obserwujących demontaż, a raczej zburzenie pomnika, było wielu takich, którzy wiedzieli kim był Dzierżyński?"
Ostatnia ofiara Dzierżyńskiego
"Żelaznego Feliksa" historia osadziła jednoznacznie. Był bolszewickim zbrodniarzem. Jednym z twórców państwa radzieckiego. Właśnie dlatego jego pomnik musiał zniknąc z Warszawy po upadku komunizmu.
Do momentu zburzenia, posąg był bardzo często oblewany czerwoną farbą. Nie były to wtedy szczeniackie wybryki. Za takie czyny w komunistycznej Warszawie groziły surowe kary. 10 lutego 1982 roku Emil Barchański zorganizował zamach na "krwawego Feliksa". Mówiła wtedy o tym cała Warszawa. Barchański obrzucił pomnik farbami i butelkami z benzyną. SB mu tego nie darowała. Emil nie dożył 17 roku życia.
Usunięcie "Czerwonego Kata" z ulic stolicy to oczywiście nie był koniec oczyszczania miasta z pamiątek po komuniźmie. Dwa tygodnie później, po uprawomocnieniu się uchwały st. Rady Narodowej, plac Dzierżyńskiego wróci do historycznej nazwy – pl. Bankowy.
Bartosz Andrejuk - b.andrejuk@tvn.pl