- Pracownicy Zarządu Zieleni są coraz częściej atakowani - mówią urzędnicy i podają przykłady pobicia i zwyzywania ogrodników. Aktywiści komentują: fakt lekkomyślnej wycinki zieleni na terenie Warszawy nie może wobec tego typu incydentów stanowić okoliczności łagodzącej. Przemoc, jak podkreślają, jest nieprzekraczalną granicą.
W sieci pojawił się wpis. Mieli go napisać pracownicy Zarządu Zieleni, wyraźnie zaniepokojeni. We wtorek, 16 lipca, zdenerwowany mężczyzna chciał potrącić autem jednego z nich, gdy dmuchawą usuwał trawę z jezdni. Później - jak relacjonuje w rozmowie z tvnwarszawa.pl Mariusz Burkacki, rzecznik ZZ - mężczyzna wyszedł z auta, zaczął wykrzykiwać. W końcu doszło do szarpaniny. - Wspominany kierowca wyrwał pracownikowi dmuchawę - opisuje rzecznik ogrodników.
Za wycinanie i sprawdzanie
Jednostkowy przypadek? Przedstawiciel Zarządu Zieleni odpowiada: - Nie.
Pamięcią nie musi sięgać daleko. Do podobnego incydentu doszło dwa tygodnie wcześniej, na Pradze Północ. Dwaj pracownicy zarządu mieli wyciąć drzewo na Stalowej. Żeby to zrobić, trzeba było wyłączyć sieć trakcyjną. Dlatego robili to nocą.
- Zostali napadnięci przez kilka osób, które wykrzykiwały: "Nie będziecie, k…, nam tu nic wycinać". Obydwaj ucierpieli. Jeden z nich uciekł i schronił się w samochodzie - opisuje Burkacki. I dodaje: - Kilka dni później jedna z pracujących w Zarządzie Zieleni osób kontrolowała jakość prowadzonych przez firmę wykonawczą prac. Sprawdzała wilgotność gleby przy drzewach. Pracowniczka, która była ubrana w firmowy strój, została upomniana przez mieszkankę, aby zdjęła kamizelkę, bo może stać się jej krzywda. Rzecznik zapewnia, że wszystkie skrajne przypadki zgłaszane są do służb, choć, jak sprawdziliśmy, w policji północnopraskiej i żoliborskiej nie są prowadzone postępowania w tych sprawach.
Coraz częściej
- Do podobnych incydentów dochodzi częściej, ale nie są one nowością - zwraca uwagę Burkacki. Jako kolejny przykład podaje sytuację z ubiegłego roku, gdy jeden z mieszkańców zaatakował gazem pracownika Zarządu Zieleni, który wycinał drzewa. - Był z tego dumny i dumę tę okazywał w mediach społecznościowych, gdzie również obecna jest agresja. Obraźliwe opinie czasem słyszymy również przez telefon - przyznaje rzecznik. Całej sytuacji z niepokojem przyglądają się aktywiści, którzy również patrzą na ręce instytucjom wycinającym drzewa. I podkreślają, że nie tędy droga. - Jakiekolwiek akty agresji w stosunku do stołecznych urzędników, zarówno te fizyczne, jak i psychiczne zasługują na absolutne potępienie i powinny spotkać się z twardą reakcją odpowiednich organów. Fakt lekkomyślnej wycinki zieleni na terenie Warszawy nie może wobec tego typu incydentów stanowić okoliczności łagodzącej. Przemoc jest nieprzekraczalną granicą - komentuje Karol Perkowski ze stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa.
Na podobny temat, o protestach przeciwko wycince drzew, już kilka lat temu rozmawialiśmy z dendrologiem - Janem Ławrynowiczem. W jego opinii wiele protestów przynosi szkodę, bo chore drzewa się przewracają i stwarzają niebezpieczeństwo. - W każdym przypadku decyzja administracyjna umocowana jest w podstawie prawnej oraz zawiera fachową ekspertyzę rzeczoznawcy. Rozumiem ludzi, ich emocje, sentyment do zieleni w swoim otoczeniu. To naturalna potrzeba człowieka - żyć blisko natury. Ale czy bezpieczeństwo człowieka nie jest ważniejsze? - pytał.
Wycinka drzew
Wszystkie drzewa planowane do wycinki są oznaczone. W każdym przypadku na stronie internetowej mieszkańcy mogą zapoznać się z przyczynami prowadzonych prac.
- To, co nas najbardziej boli, to bezpodstawne podważanie naszych kompetencji. Obwinianie nas za sytuacje niezależne od nas, z którymi nie mamy nic wspólnego. Niekonstruktywna krytyka i brak zaufania do naszych działań, a także nienawiść i agresja nam nie pomagają. Jesteśmy realistami i wiemy, że ten element towarzyszy naszej pracy, jednak są pewne granice, które nie powinny być przekraczane - kończy rzecznik.
kz/pm
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN , facebook