Prokuratura krajowa wszczęła śledztwo w sprawie wybuchu, do którego doszło w piątek na Targówku. Eksplodował ładunek przed mieszkaniem jednego z lokatorów. Mężczyzna, mimo długiej reanimacji, zmarł.
Informację jako pierwsze podało radio RMF FM. Potwierdziła ją rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik. - Sprawę przejął Wydział Zamiejscowy Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji - poinformowała.
Do zdarzenia doszło w bloku przy ul. Turmonckiej 8. Ładunek był umieszczony w termosie, na klatce schodowej. Wybuchł, kiedy 48-letni mieszkaniec tego budynku wziął go do rąk. Pozostali lokatorzy natychmiast zostali ewakuowani. Spędzili noc w specjalnym autobusie podstawionym przez ZTM.
Porachunki
Część z nich wróciła do domów już w sobotę rano. Dłużej musieli czekać ci, którzy mieszkali na klatce, gdzie doszło do wybuchu. Ze względu na działania pirotechników i śledczych, weszli do swoich lokali dopiero w wieczorem.
Rzecznik komendy stołecznej Mariusz Mrozek zapewniał, że "nie jest to akcja o charakterze terrorystycznym". Dlaczego w takim razie doszło do wybuchu? Śledczy biorą pod uwagę kilka hipotez. Jedną z nich są porachunki gangsterskie, w które mógł być zamieszany zmarły mężczyzna. – On był już wcześniej karany – mówił Mrozek.
Podejrzenie drugiego ładunku
Zaraz po tym, jak doszło do wybuchu na klatce, śledczy podejrzewali, że w pobliżu może znajdować się drugi ładunek. Miał być schowany pod samochodem 48-latka zaparkowanym na parkingu. Podejrzenia okazały się jednak nietrafione.
- Pirotechnicy dokładnie zbadali teren i żaden inny ładunek nie został odnaleziony – mówiła nam w sobotę Magdalena Bieniak z wydziału prasowego KSP.
kw/sk