To już pewne. 38-letni Mariusz B. zabił w ciągu niespełna dwóch lat kolejno: męża swojej kochanki, ich wspólną córkę, partnera kochanki do tańca oraz znajomego księdza. Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał w piątek wyrok skazujący w tej sprawie.
Choć zdarzały się już wyroki skazujące w sprawach o zabójstwa, w których nie udało się odnaleźć zwłok, to nie było do tej pory sprawy, w której oskarżono by kogoś o cztery zabójstwa, a ciała żadnej z ofiar nie udało się odnaleźć.
W piątek Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie zakończył sprawę ciągnącą się od kwietnia 2006 roku, czyli od ponad 12 lat.
Pięcioosobowy skład kierowany przez doświadczonego sędziego Grzegorza Salamona uznał, że 38-letni Mariusz B. jest winny czterech zabójstw, zaś jego młodszy o sześć lat kuzyn Krzysztof Rz. pomagał w porwaniu jednej z ofiar i czyszczeniu konta innej.
Kluczowe wyjaśnienia
Najważniejszym zarzutem podnoszonym przez obrońców były wątpliwości, czy część wyjaśnień oskarżonych nie została na nich wymuszona przez policjantów.
Mariusz B. podczas jednego z przesłuchań przyznał się do winy, potem jednak wszystko odwołał. Z kolei Krzysztof Rz. składał wyjaśnienia kilkukrotnie, i kilkukrotnie je zmieniał.
Sąd Okręgowy w Warszawie uznał jednak, że nie ma dowodów, żeby obaj oskarżeni nie mieli swobody wypowiedzi. A zatem kiedy przyznawali się do winy, mówili prawdę.
W piątek potwierdził to Sąd Apelacyjny w Warszawie.
- Dowód z wyjaśnień jest specyficznym dowodem. Oskarżony ma prawo je zmieniać czy odwołać bez żadnej konsekwencji. A sąd [pierwszej instancji - red.] ma za zadanie uzasadnić, dlaczego dał wiarę tym, a nie innym wyjaśnieniom. I sąd temu zadaniu sprostał, bardzo szczegółowo to uzasadnił - mówiła w uzasadnieniu piątkowego wyroku sędzia Dorota Radlińska.
To jeden z głównych powodów, dla których apelacje obrońców nie zostały uwzględnione.
W dalszej części piątkowej rozprawy sędzia Radlińska jeszcze kilkukrotnie chwaliła uzasadnienie sądu pierwszej instancji przygotowane przez sędziego Igora Tuleyę.
Cztery zabójstwa
Początek tej sprawy sięga 12 lat wstecz.
W kwietniu 2006 roku Mariusz B. zwabił męża swojej kochanki oraz ich córkę na działkę w Pułtusku. Chciał zmusić 40-letniego Zbigniewa D. by rozwiódł się z Małgorzatą. Przetrzymywał go przez niemal dobę, aż wreszcie udusił. Kilkanaście minut później to samo zrobił z jego 18-letnią córką.
Niespełna rok później, w marcu 2007 roku, udusił Henryka S., mężczyznę, z którym jego kochanka Małgorzata trenowała taniec towarzyski - tango. Według prokuratury motywem mogła być zazdrość.
Z kolei w grudniu 2008 roku zabił księdza Piotra Sz. Powodem czwartej zbrodni mogła być zemsta za wykorzystanie seksualne, do którego doszło, gdy Mariusz B. był jeszcze nastolatkiem.
Pierwszy wyrok skazujący w tej sprawie zapadł w kwietniu 2014 roku, dokładnie w ósmą rocznicę śmierci Zbigniewa i Aleksandry D. Jednak w styczniu 2016 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił to orzeczenie z powodów proceduralnych.
W powtórnym procesie, w czerwcu 2017 roku zapadł jednak taki sam jak za pierwszym razem, czyli cztery dożywocia (choć formalnie połączone w jedno). Dodatkowo sąd zaostrzył wyrok w ten sposób, że B. będzie mógł starać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie najwcześniej po 40 latach, czyli w 2051 roku, bo siedzi w areszcie od 2011 roku. Będzie miał wtedy 71 lat. Sąd pozbawił go też praw publicznych na dziesięć lat oraz nakazał wypłatę po 25 tys. złotych bliskim zamordowanych Henryka S. oraz Piotra Sz.
Krzysztof Rz. został skazany na sześć lat więzienia.
Wyrafinowany i bezwzględny
- Wina oskarżonych nie budzi żadnych wątpliwości. Mariusz B. w sposób wyrafinowany, w sposób bezwzględny pozbawił życia czworga osób. Dobro i zło istnieją obok siebie, a człowiek musi dokonać wyboru. Mariusz B. dokonał wyboru. Jest zbrodnia, musi być i kara - mówił cztery lata temu podczas ogłaszania pierwszego wyroku w tej sprawie sędzia Marek Celej cytując "Zbrodnię i karę" Fiodora Dostojewskiego oraz Mahatmę Gandhiego.
Równie stanowcze było uzasadnienie drugiego wyroku, który zapadł przed rokiem.
Sędzia Igor Tuleya mówił wówczas: - Oskarżony jest osobą o słabej empatii. Ma skłonność do manipulowania otoczeniem, cechuje oskarżonego brak poczucia winy i skłonność do pasożytniczego trybu życia - podkreślał Tuleya. - Pan oskarżony jest osobą gotową przekraczać normy społeczne i moralne celem uzyskania własnych korzyści. Dokonanie czterech zabójstw z pełną świadomością i premedytacją, stanowi, że mamy do czynienia z osobą, która całkowicie lekceważy nie tylko obowiązujący porządek prawny, ale również nie dostrzega w ludzkim życiu żadnych wartości. Żadne z zabójstw nie może być w jakikolwiek sposób usprawiedliwione. Nie ma żadnych okoliczności łagodzących. Nic nie wskazuje na to, żeby oskarżony miał wyrzuty sumienia. Nie wykazał żadnej empatii, nie wykazał żadnej skruchy.
W niektórych momentach sędzia zwracał się wprost do oskarżonego. - Fakty wskazują, że zabójstw dokonuje pan z pewną regularnością. Od kwietnia 2006 roku do grudnia 2008 roku oskarżony pozbawił życia cztery osoby. I może jest to lekką przesadą, ale nasuwa się wrażenie, jakoby pan oskarżony rozsmakował się w tym co robi - stwierdził sędzia Tuleya. - To zdaniem sądu musi być kategorycznie potępione - podkreślił.
Zamiast kary śmierci
- Sprawiedliwość nie może polegać na doszukiwaniu się na siłę człowieczeństwa w sprawcy tak potwornych czynów - mówił sędzia Tuleya. - Świadczyłoby to wyłącznie o tym, że sąd zapomina o osobach pokrzywdzonych, bagatelizuje tragedie i uczucia osób im najbliższych. Gdyby są uznał, że nie należy orzec kary najsurowszej - wychodząc z założenia, że nie należy skreślać życia oskarżonego - świadczyłoby to o tym, że dla sądu bardziej wartościowe jest życie osoby oskarżonej o tak poważne przestępstwa, niż życie jego niewinnej ofiary, a w tym wypadku życie czterech osób. Zdaniem sądu cena, jaką się płaci za czyjeś życie, może być tylko jedna - zaznaczał Tuleya.
I dodawał: - Oskarżyciele domagali się kary sprawiedliwiej. Zdaniem sądu taką karą jest kara dożywocia. Sąd orzekł ją jednogłośnie, z pełną świadomością, że ta kara w naszym porządku prawnym zastąpiła karę śmierci - stwierdził Tuleya.
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: TVN24