Opuszczona nieruchomość po dawnej uczelni AlmaMer wciąż nie jest zabezpieczona. Coraz częściej interweniuje tam policja. Dlatego burmistrz Woli domaga się działań od inspektora nadzoru budowlanego. Ten odpowiada: "chętnie", ale pyta o pieniądze.
Chodzi o kompleks przy Wolskiej 43. Dwa kilkunastopiętrowe, połączone budynki to była siedziba AlmaMer - prywatnej uczelni wyższej.
W 2016 uczelnia została zamknięta. Toczą się wobec niej liczne postępowania sądowe będące skutkiem zadłużenia sięgającego kilkunastu milionów złotych. Być może część długów dałoby się spłacić, gdyby ktoś zadbał o pozostawiony przez uczelnię majątek. A jest o co - na krążących w sieci zdjęciach widać pomieszczenia, w których ciągle są umeblowane gabinety i sale pełne sprzętu medycznego.
Uczelnia miała też problem z uporządkowaniem dokumentów - indeksów czy prac dyplomowych. O ile to udało się zabezpieczyć, do budynku wciąż można bez problemu wejść. I właśnie w tej sprawie interweniuje burmistrz Woli Krzysztof Strzałkowski.
Pożar, niebezpieczeństwo
Strzałkowski skierował pismo do dyrektora Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Stwierdza w nim, że władze uczelni były zobowiązane do zabezpieczenia budynku w sposób, który uniemożliwi wejście osobom trzecim, a wciąż tego nie zrobiły. W związku z tym Strzałkowski prosi o wszczęcie postępowania egzekucyjnego, czyli zabezpieczenie byłej uczelni przez PINB.
"Jednocześnie, ze względu na istniejące zagrożenie bezpieczeństwa pożarowego, w szczególności przez osoby bezdomne, wykorzystujące pustostany jako miejsce schronienia w okresie zimowym, zwracam się z prośbą o zastosowanie środka egzekucyjnego w postaci wykonania zastępczego" - apeluje burmistrz.
Powołuje się przy tym na statystyki służb, według których policja w tym miejscu przeprowadziła już 50 interwencji, straż miejska 14.
Kto zapłaci?
Z kolei szef PINB Andrzej Kłosowski informuje nas, że do inspektoratu pismo jeszcze nie wpłynęło.
- Wydana jest decyzja na zabezpieczenie tego budynku. Szkoła jest w użytkowaniu wieczystym, więc miasto już dawno powinno odebrać nieruchomość - mówi.
Dodaje, że nie zostało to zrobione do dziś, a ze szkołą nie ma kontaktu. - W tej sprawie dostałem dramatyczne pismo z Ośrodka Opieki Społecznej - przytacza. Na pytanie, czy zostanie wszczęte zastępcze postępowanie egzekucyjne odpowiada, że chętnie to zrobi, jednak stawia pytanie o finansowanie.
- Procedura to kwestia kilku dni. Wcześniej trzeba oszacować koszty i je wygospodarować. Pytanie, czy zrobi to dzielnica - zastanawia się Kłosowski.
Rzecznik Woli Mariusz Gruza odpowiada, że procedury są jasne. - To zadanie administracji rządowej. Takie środki musiałby zabezpieczyć wojewoda. Zabezpieczone powinno być zrealizowane na koszt PINB-u, a pieniądze później, po egzekucji od uczelni, zwrócone - twierdzi rzecznik.
Jest śledztwo
Sprawą od lipca zajmują się i policja, i prokuratura. Dochodzenie zostało wszczęte w związku z zawiadomieniem Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W zawiadomieniu wskazano, że do resortu wpływają liczne sygnały od studentów uczelni o braku możliwości skontaktowania się z uczelnią oraz odzyskania dokumentów, w tym dyplomów ukończenia studiów.
Jeśli ktoś usłyszy w tej sprawie zarzuty, to za ten czyn będzie mu grozić grzywna, kara ograniczenia wolności albo dwa lata więzienia.
kz/mś