Jarosław Głuchowski z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Kierowców i Motorniczych reprezentuje jeden z pięciu związków zaangażowanych w spór z zarządem Miejskich Zakładów Autobusowych. Jako kierowca pracuje od 14 lat.
- Przez ostatnie cztery lata, w zeszłym roku, otrzymaliśmy jedną podwyżkę w kwocie 100 złotych do etatu - ubolewa. Jak przyznaje, wśród kierowców są osoby, które mają nawet 20-letni staż pracy. - Do tej pory zarabiają 4600 złotych brutto. Dodatkowo jesteśmy z każdej strony otoczeni groźbą kar finansowych, a można je dostać za naprawdę wiele rzeczy - opowiada Głuchowski. Podkreśla, że oprócz łamania przepisów i odpowiedzialności finansowej, kierowcy są karani również na przykład za brak krawata w pracy czy nieprawidłowy kolor spodni. - I nie mówię tu o białych lub różowych, ale o tym, że wymagane są od nas niebieskie spodnie i jeśli komuś zdarzy się przyjść w czarnych, to również otrzymuje karę, co jest absurdalne, biorąc pod uwagę, że naszych spodni w pracy nawet nie widać - zaznaczył.
Wyjaśnił, że kary za wymienione złamania regulaminu dotyczą potrącenia pieniędzy z premii, co dodatkowo odbiera prawo do starania się o nagrodę. - Nie dajemy już rady. Do tego przyszła pandemia, a my cały czas pracowaliśmy, autobusy cały czas jeździły, a proszę mi wierzyć, że naprawdę wielu pracowników zaraziło się koronawirusem i spora część z nich zmarła - mówi.
Kierowcy: 500 złotych teraz, 300 złotych w styczniu
W MZA pracuje około 3500 kierowców. Pierwsza tura negocjacji nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Ostatnie spotkanie miało miejsce na początku listopada. Również bez skutku. - Do tego dochodzi jeszcze protokół rozbieżności (stanowi formalną podstawę przejścia do etapu mediacji - red.), którego zarząd nie chce podpisać. Zasłania się tym, że czekają cały czas na finał rozmów z miastem. Tylko problem polega na tym, że to nie miasto jest adresatem naszego sporu zbiorowego, tylko MZA. Wszystkie negocjacje, które były do tej pory, a były trzy spotkania w tej sprawie, niczego nie przyniosły - mówi Głuchowski.
Jak zaznacza, kierowcy są skłonni negocjować, ale nie są o niczym informowani. - Dlatego teraz stwierdziliśmy, że dalej stoimy przy naszych punktach, czyli 500 złotych od 1 października i 300 złotych od stycznia. Idziemy dalej z następnym etapem sporu zbiorowego, czyli protokół rozbieżności i mediator. Wysłaliśmy wczoraj pisma do pracodawcy o ustalenie mediatora i czekamy na odzew - przekazuje nam we wtorek związkowiec.
Wcześniej Głuchowski tłumaczył nam, że w przypadku braku porozumienia, kierowcy będą planować protest. - Jeśli w Warszawie stanie komunikacja miejska, to będzie armagedon i gaszenie pożaru. Dziwi nas, że nie ma żadnej reakcji - mówił pod koniec października.
"Pracownicy szykują się do konfrontacji z pracodawcą"
Związkowcy przygotowali w poniedziałek oświadczenie, w którym napisali: "Do dnia dzisiejszego (15 listopada) Zarząd Spółki oraz władze miasta nie przygotowały żadnych propozycji dla pracowników. Tym samym w MZA trwa spór zbiorowy, a pracownicy szykują się do konfrontacji z pracodawcą" - napisali związkowcy w piśmie wysłanym do Polskiej Agencji Prasowej. "Tego typu działania z pewnością ograniczą działanie komunikacji miejskiej" - dodają.
"Nasze postulaty związane są z galopującą inflacją i wzrostem kosztów utrzymania" - tłumaczą związkowcy. Kolejnym postulatem są zmiany w regulaminie wynagradzania. - Regulamin stał się narzędziem do zarabiania pieniędzy przez zarząd - zaznaczył w rozmowie z PAP przewodniczący Związku Zawodowego Kierowców RP przy MZA Adam Cebulski.
W sporze zbiorowym z MZA są: ZZ Kierowców RP przy MZA, NSZZ "Solidarność" 80, OZZKiM MZA Warszawa, WZZ Sierpień 80 i WZZKRP przy MZA w Warszawie.
Jak przekazał Cebulski, kierowcy warszawskich autobusów 24 listopada planują akcję oddawania krwi. - W ten sposób chcemy wspomóc mieszkańców, naszych pasażerów - powiedział i dodał, że kierowcom za oddanie krwi przysługuje wolne.
MZA: spółka nie posiada obecnie środków
O to, czy jest szansa na podwyżki dla kierowców, pytaliśmy rzecznika MZA Adama Stawickiego. - Spółka nie posiada obecnie środków pozwalających na przyznanie dodatkowych niż wypłacone już w tym roku podwyżek wynagrodzeń - przekazał rzecznik spółki. Podkreślił, że informacje dotyczące wynagrodzeń "wyglądają zupełnie inaczej od tych przedstawionych przez przedstawiciela związków zawodowych".
- Obecnie najniższe zarobki w grupie kierowców wynoszą 4900 złotych brutto (4600 + 300 złotych miesięcznej premii regulaminowej). Do tego dochodzą dodatki regulaminowe i kodeksowe. Podwyżki wynagrodzeń odbywały się w latach: 2017, 2018, 2019, 2021 - wyliczał Stawicki. Dodał też, że pracownik przebywający na zwolnieniu lekarskim, "jak to jest przypadku całego kraju", otrzymuje wynagrodzenie chorobowe.
Rzecznik podał też, że uchybienia karane przez Zarząd Transportu Miejskiego, takie jak braki w umundurowaniu, są potrącane wyłącznie z comiesięcznej premii regulaminowej, a nie wynagrodzenia zasadniczego. - Do uchybień karanych przez Zarząd Transportu Miejskiego i potrącanych później z premii regulaminowej (nie więcej niż 300 złotych brutto) należą m.in. palenie papierosów w kabinie kierowcy, brak umundurowania lub jego elementu, rozmowa przez telefon bez użycia zestawu słuchawkowego. Kary ZTM są identyczne dla wszystkich przewoźników w ramach WTP - wymienił.
Podał też, że średnie wynagrodzenie z ostatnich 12 miesięcy wynosi 5845 złotych brutto. - Premia roczna jest wypłacana również osobom, które korzystały ze zwolnienia lekarskiego - podkreślił. W późniejszej rozmowie z PAP zapewnił, że nie ma zagrożenia dla normalnego funkcjonowania transportu publicznego w stolicy.
Autorka/Autor: Katarzyna Kędra, est
Źródło: tvnwarszawa.pl, Kontakt 24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 (zdjęcie ilustracyjne)