Szpitale na Kubie są przepełnione, a liczba zgonów rośnie z dnia na dzień. Kraj zmaga się z falą chorób przenoszonych przez komary: dengą, chikungunyą i wirusem Oropouche, a także z chorobami układu oddechowego, takimi jak grypa H1N1, RSV i COVID-19. To jeden z największych kryzysów zdrowotnych, jakie dotknęły wyspę w ciągu ostatnich dekad.
Według kubańskiego ministerstwa zdrowia, od początku epidemii potwierdzono 26 tysięcy przypadków zakażeń, a co najmniej 52 osoby zmarły w wyniku powikłań po przebytych chorobach. Wiceminister zdrowia Carilda Pena Garcia poinformowała, że większość ofiar śmiertelnych stanowią dzieci. W szpitalach na całej wyspie przebywa obecnie 12 pacjentów w stanie krytycznym i 24 w stanie ciężkim.
Niemal w każdej rodzinie ktoś zachorował
Mercedes Interian, 57-letnia mieszkanka hawańskiej dzielnicy El Cerro, jeszcze niedawno była zdrową, silną kobietą. Dziś nie jest w stanie utrzymać w dłoni szklanki wody i porusza się o lasce.
"Jesteśmy narodem przygarbionych ludzi, z trudem szukających czegokolwiek do jedzenia" - opowiada w rozmowie z hiszpańską gazetą "El Pais" z trudem oddychając, leżąc na kanapie w swoim domu. Jej historia to tylko jeden z tysięcy dramatów rozgrywających się w kubańskich domach.
W niemal każdej rodzinie jest ktoś chory. W całym kraju codziennie powtarza się ten sam scenariusz: gorączka, wysypka, bóle stawów, wymioty, obrzęki kończyn. Wielu chorych po ustąpieniu ostrych objawów długo nie może wrócić do sprawności. - Wszyscy zmagają się z tym samym: boli tu, kłuje tam. Tak wyglądają nasze poranki: porównujemy, kto wstał, a kto nie mógł - mówi Maidelys Solano, mieszkanka miasta Bayamo.
Skąd tyle komarów?
Wiele osób próbuje ustalić, dlaczego Kuba stała się z dnia na dzień siedliskiem komarów i chorób przenoszonych przez te owady. Władze doszły do wniosku, że w kraju występuje "dziewicza" populacja wirusa takiego jak chikungunya. Został on odkryty na wyspie po raz pierwszy w 2014 roku.
Za przyczynę kryzysu uznaje się też miesiące upałów i opadów deszczu, które stwarzają sprzyjające warunki do wylęgania się komarów. Chociaż kraj w ostatniej chwili zmobilizował siły do zbierania śmieci, faktem jest, że sytuacja wymknęła się spod kontroli z powodu braku działań ze strony rządu. Duże wysypiska śmieci sprzyjają rozprzestrzenianiu się komarów. Codzienne przerwy w dostawach prądu uniemożliwiają też zabiegi pomagające ograniczyć liczbę owadów. Środki owadobójcze są rzadkością, a brak wody utrudnia zachowanie minimalnego poziomu higieny.
Exodus lekarzy i zapaść w służbie zdrowia
Choć dane mówią same za siebie, kubańskie władze długo bagatelizowały sytuację. Minister zdrowia Jose Angel Portal Miranda stwierdził jesienią, że "to nie są choroby nowe ani nieznane mieszkańcom wyspy", a doniesienia o wysokiej śmiertelności nazwał "plotkami". Lekarze alarmują jednak, że w wielu prowincjach brakuje środków medycznych, a szpitalne prosektoria są przepełnione.
Jak wskazuje "El Pais", wielu medyków przyznaje anonimowo, że przyczyny śmierci są fałszowane. W aktach zgonu wpisuje się niewydolność serca, cukrzycę czy nadciśnienie zamiast chorób przenoszonych przez komary. - Osiem przychodni zamknięto w zeszłym miesiącu, bo cały personel się rozchorował - mówi jedna z pielęgniarek z Matanzas. Jak wskazuje, w szpitalu, gdzie pracuje, brakuje też leków.
Kubański system ochrony zdrowia, niegdyś uważany za wzór w regionie, znajduje się w stanie zapaści. W ciągu ostatnich trzech lat z kraju wyjechało ponad 30 tysięcy lekarzy, a około 70 tysięcy pracowników ochrony zdrowia zrezygnowało z pracy. Szpitale działają w minimalnym składzie i z coraz mniejszym zapasem leków.
Autorka/Autor: jzb,dd
Źródło: PAP, El Pais
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock