Alarm powodziowy w północno-zachodniej Australii. Pod wodą znalazło się kilka miejscowości położonych w Nowej Południowej Walii. Powódź zniszczyła setki lokalnych dróg i domów. 2 tysiące osób zostało ewakuowanych.
Najtrudniejsza sytuacja panuje w mieście Moree. Woda w niektórych miejscach sięga 10 metrów. Na drogach utknęły ciężarówki. Z pobliskich miasteczek w obawie przed nadejściem fali powodziowej powyjeżdżali mieszkańcy. Część z nich zdecydowała się pozostać w okolicy, jednak nie obyło się bez zabezpieczenia dobytku workami z piaskiem.
Na razie nie ma żadnych doniesień o ofiarach. Służby ratunkowe wciąż poszukują 7-letniego chłopca, który został porwany przez wodę podczas zabawy na brzegu rzeki.
Władze nie wydają decyzji
Władze powstrzymują się od podejmowania jakichkolwiek decyzji. Wzbudza to duże zaniepokojenie wśród obywateli, a miejscowy rząd pozostawia mieszkańcom wolną rękę.
- Wiedzą, co robić w razie powodzi, ponieważ przeżyli ich już w Moree wiele. Poradzą sobie tak, jak robili to w przeszłości - zapewnił Mike Gallacher przewodzący lokalnemu Ministerstwu Służb Ratunkowych.
Potrzebna żywność
Wioska Garah leżąca na przedmieściach Moree została odcięta przez wodę od świata. Żywność oraz leki są dostarczane drogą powietrzną. Meteorolodzy ostrzegają, że sytuacja pogodowa może się jeszcze pogorszyć.
Autor: usa//aq / Źródło: Reuters TV, APTN