- Bałam się zasnąć, bo wiedziałam, że zamarznę - mówi Karen Klein, która przeżyła morderczy marsz przez pustkowie, w poszukiwaniu pomocy. 46-latka przeszła 44 kilometry w śniegu i mrozie, żeby ratować męża i synka.
W sobotę 24 grudnia służby stanu Arizona odnalazły kobietę, która dwie doby spędziła w Wielkim Kanionie w bardzo surowych warunkach pogodowych. Policja nazwała to bożonarodzeniowym cudem. Kobieta ma odmrożenia, jest odwodniona i w szpitalu spędzi jeszcze wiele dni. Ale wreszcie czuje ulgę bo wie, że jej morderczy marsz nie poszedł na marne. 46-letnia Karen jechała z mężem i 10-letnim synem na wycieczkę do Wielkiego Kanionu w Kolorado. - Główne drogi były zamknięte i nieprzejezdne - przyznała Karen Klein. W pewnym momencie GPS wyprowadził ich na mniejszą drogę. - Warunki stawały się coraz trudniejsze. Samochód utknął w błocie - opisała Karen.
Wiele godzin marszu
Było coraz później i zimniej, a rodzina nie miała jak wezwać pomocy, bo w tym miejscu nie było zasięgu. Karen jest wysportowana, więc uznała, że to ona wyjdzie z samochodu szukać ratunku dla męża i syna. Ale kompletnie nie była przygotowana na to, co zastanie po drodze. - Nie miałam zimowych butów i do natychmiast wpadło do nich mnóstwo śniegu. Kobieta chciała dotrzeć do najbliższej, głównej drogi, żeby tam poprosić o pomoc. Ale okazało się, że przejazd z powodu trudnych warunków był zamknięty. Karen musiała iść dalej. Przedzierała się przez śnieg 11 godzin.
"Nie walczyłam o siebie"
Karen po drodze jadła śnieg, żeby nie zemdleć z pragnienia. Nad ranem dotarła do opuszczonego budynku. Tam znalazła schronienie przed zimnem. - Poczułem, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia dopiero kiedy zaczął padać śnieg i zapadła noc, a Karen cały czas nie wracała do samochodu - powiedział Eric Klein, mąż Karen. Kiedy kobieta nie wracała przez wiele godzin, jej mąż Erik postanowił zacząć działać. Udało mu się wspiąć na górę i znaleźć zasięg. Ratownicy namierzyli mężczyznę i jego syna, a później odnaleźli też Karen. Po 36 godzinach odkąd ruszyła szukać pomocy. Kobieta trafiła do szpitala. Ma poważne odmrożenia, ale jej życiu nic już nie zagraża. Teraz tłumaczy, co pomogło jej przeżyć. - Nie walczyłam o siebie... cały czas myślałam tylko o tym, że muszę przetrwać dla mojego syna i mojego męża - stwierdziła Karen.
Autor: AD/tw / Źródło: Fakty TVN, CBS, ENEX