Ona się poślizgnęła, on miał wskoczyć do wody, by ją ratować - oboje zginęli. Po tej tragedii na falochronie przed ujściem Wisły do Zatoki Gdańskiej zarządca zdecydował się ustawić dodatkowe znaki ostrzegawcze i napisy z zakazem wstępu. Wiele osób nadal nic sobie z tego nie robi i na spacer przychodzi nawet z dziećmi.
Ponad dwa tygodnie temu grupa poszukiwawcza przeczesywała Wisłę w okolicy Świbna, by znaleźć dwoje młodych ludzi, którzy wpadli do wody. Dziewczyna razem z chłopakiem i swoim rodzeństwem wybrała się na spacer. Z relacji świadków wynika, że kilkaset metrów przed ujściem Wisły do Zatoki Gdańskiej 16-latka prawdopodobnie poślizgnęła się i wpadła do wody.
Wiadomo, że nie umiała pływać. Chłopak chcąc ją ratować wskoczył do Wisły. Po chwili obie osoby znalazły się pod taflą wody. Po dwóch dniach poszukiwań wyłowiono ciała obojga.
Ostrzegają przed niebezpieczeństwem
Po tragedii zapowiedziano, że pojawią się w tym miejscu nowe znaki ostrzegawcze.
- Napis ostrzegający na falochronie zachodnim, czyli w miejscu, gdzie doszło do tragedii już jest. Na drugim falochronie – po stronie wschodniej – będzie gotowy do końca tygodnia - zapowiada Bogusław Pinkiewicz, rzecznik prasowy Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku.
Jak dodaje, przy falochronie staną też znaki ostrzegawcze, mają pojawić się tam w poniedziałek.
Niestety choć o tragedii dwójki młodych ludzi było bardzo głośno wiele osób wciąż nic sobie nie robi z niebezpieczeństwa, jakie może im grozić podczas spaceru po falochronie. - Przychodzą nawet rodziny z dziećmi mimo że wiedzą, co się może stać jak tak chodzą po falochronie - ocenia Pinkiewicz.
Tak wyglądały poszukiwania:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws/i / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: RZGW Gdańsk