W niedzielę 9 sierpnia na Białorusi odbyły się wybory prezydenckie. Według wstępnych wyników podanych przez Centralną Komisję Wyborczą wygrał dotychczasowy prezydent Aleksandr Łukaszenka. Jego główną rywalką była Swiatłana Cichanouska, która zadeklarowała, że nie uznaje wyników. W powyborczą noc na ulice Mińska i innych białoruskich miast wyszły tysiące ludzi. Podczas antyrządowych protestów doszło do starć ze służbami bezpieczeństwa.
CO WIEMY O SYTUACJI NA BIAŁORUSI
1. O godzinie 19 polskiego czasu w niedzielę 9 sierpnia ogłoszono wyniki państwowego sondażu powyborczego (exit poll), które dawały 79,7 proc. głosów w niedzielnych wyborach prezydenckich urzędującemu prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence, a jego rywalce Swiatłanie Cichanouskiej - 6,8 proc., frekwencja wyniosła 79 procent.
2. Około godziny 20.30 polskiego czasu niezależne portale zaczęły informować o pierwszych zatrzymaniach protestujących, dokonywanych przez milicję w Mińsku. Służby blokowały odcinki głównych arterii miasta - m.in. prospektu Niepodległości.
3. Około godziny 21 na ulice Mińska i wielu innych miast wyszły tysiące Białorusinów w proteście przeciw sfałszowanym wynikom wyborów. Niezależne media zaczęły informować o brutalnych zatrzymaniach i pierwszych starciach na ulicach Mińska. Doniesienia o zatrzymaniach napływały z Grodna i Brześcia, gdzie milicja użyła gazu łzawiącego. Protesty wybuchały nie tylko w dużych miastach, ale również na prowincji.
4. Milicja i OMON zaczęły używać gumowych kul, granatów hukowych, armatek wodnych. Są ranni. Mieszkańcy Mińska zaczęli budować prowizoryczne barykady. Komentatorzy zwracali uwagę, że nigdy wcześniej nie używano takich środków wobec protestujących. W nocy białoruskie MSW potwierdziło zastosowanie "specjalnych środków" w Mińsku. W poniedziałek 10 sierpnia przed południem resort poinformował, że zatrzymano około 3000 osób.
5. Urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka otrzymał 80,08 procent głosów, a jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska - 10,09 procent - takie zaktualizowane wstępne wyniki niedzielnych wyborów prezydenckich na Białorusi przekazała Centralna Komisja Wyborcza dzień po głosowaniu. Wyników nie uznaje Cichanouska, która uważa się za zwyciężczynię.
6. Do kolejnej fali protestów i starć ze służbami bezpieczeństwa, w wyniku których zmarła jedna osoba, a inne zostały ranne, doszło w poniedziałek wieczorem.
Dwójka głównych kandydatów
W niedzielę na Białorusi odbyły się wybory prezydenckie. Za faworyta uważany był sprawujący władzę od 1994 roku prezydent Aleksandr Łukaszenka. Jego główną rywalką była Swiatłana Cichanouska, żona popularnego blogera z Homla.
Łukaszenka ubiegał się o szóstą kadencję, w kampanii prezentował sam siebie jako jedynego gwaranta stabilności i bezpieczeństwa. Głównym hasłem Łukaszenki było zachowanie niepodległości i dorobku niepodległej Białorusi, który w dużej mierze uważa za swoją zasługę.
Swiatłana Cichanouska, z zawodu tłumaczka, zdecydowała się na start w wyborach, gdy okazało się, że nie może tego zrobić jej przebywający w areszcie mąż Siarhej Cichanouski, któremu władze zarzucają organizację zamieszek. Gdy Centralna Komisja Wyborcza nie zarejestrowała kandydatur wieloletniego prezesa rosyjskiego Biełhazprambanku Wiktara Babaryki i byłego dyrektora Parku Wysokich Technologii Walera Capkały, Cichanouska wyrosła na najważniejszego przedstawiciela białoruskiej opozycji.
Na mityngi z udziałem Cichanouskiej zaczęły przychodzić tysiące ludzi, także w małych miejscowościach, gdzie zazwyczaj życie polityczne toczy się niemrawo. W ostatnim tygodniu agitacji nie odbył się żaden z planowanych przez Cichanouską wieców – wszystkie zostały zablokowane przez władze pod różnymi pretekstami. Cichanouska obiecywała wypuszczenie więźniów politycznych i przeprowadzenie kolejnych, w pełni uczciwych, wyborów prezydenckich, w których wystartują kandydaci, nie dopuszczeni do tegorocznego wyścigu.
W okresie przedwyborczym nasiliły się represje wobec przeciwników Łukaszenki. Obrońcy praw człowieka z niezależnego centrum "Wiasna" alarmowali w lipcu, że od początku kampanii (ruszyła w czerwcu) milicja zatrzymała ponad 700 osób. "Wiasna" podkreśliła wówczas, że kampania "nie spełnia międzynarodowych standardów dotyczących sprawiedliwych i demokratycznych wyborów".
Pozostała trójka opozycyjnych kandydatów - Andrej Dzmitryjeu, Hanna Kanapacka i Siarhiej Czeraczań - jest mało rozpoznawalna i zdaniem większości ekspertów nie mieli oni szans na zdobycie więcej niż kilku procent poparcia.
Wybory bez obserwatorów z OBWE
Wybory odbyły się w 5831 lokalach wyborczych, z tego w 46 poza granicami kraju. Liczba osób uprawnionych do głosowania wynosiła 6,9 mln. Poprzednie wybory prezydenckie na Białorusi odbyły się w 2015 roku. Zwyciężył w nich Łukaszenka, który według CKW zdobył 84,09 proc.
Wybory odbyły się bez międzynarodowych obserwatorów z Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) OBWE i Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE. Biuro ODIHR poinformowało, że nie dostało zaproszenia od Mińska do obserwacji w odpowiednio wczesnym terminie. Natomiast ZP OBWE zrezygnowało z obserwacji ze względu na pandemię COVID-19. W dotychczasowych kampaniach wyborczych zachodni obserwatorzy nigdy nie uznali wyborów na Białorusi za zgodne ze standardami OBWE.
Lokale wyborcze zostały otwarte o godz. 8 (godz. 7 w Polsce) i były czynne do godz. 20 (godz. 19 w Polsce).
Zatrzymania i starcia z milicją
O godzinie 19 polskiego czasu w niedzielę ogłoszono wyniki państwowego sondażu powyborczego (exit poll), które dawały 79,7 proc. głosów w niedzielnych wyborach prezydenckich urzędującemu prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence, a jego rywalce Swiatłanie Cichanouskiej - 6,8 proc., frekwencja wyniosła 79 procent.
Około godziny 20.30 polskiego czasu niezależne portale zaczęły informować o pierwszych zatrzymaniach protestujących, dokonywanych przez milicję w Mińsku. Służby blokowały odcinki głównych arterii miasta - m.in. prospektu Niepodległości.
Na ulice Mińska i wielu innych miast wyszły tysiące Białorusinów w proteście przeciw sfałszowanym wynikom wyborów. Niezależne media zaczęły informować o brutalnych zatrzymaniach i pierwszych starciach na ulicach Mińska. Doniesienia o zatrzymaniach napływały z Grodna i Brześcia, gdzie milicja użyła gazu łzawiącego.
Milicja i OMON zaczęły używać gumowych kul, granatów hukowych, armatek wodnych. Mieszkańcy Mińska zbudowali prowizoryczne barykady. Komentatorzy zwracali uwagę, że nigdy wcześniej nie używano takich środków wobec protestujących. W nocy białoruskie MSW potwierdziło zastosowanie "specjalnych środków" w Mińsku. Nie podano liczby zatrzymanych, stwierdzono natomiast, że sytuacja w stolicy "jest pod kontrolą".
Protesty wybuchały nie tylko w dużych miastach, ale również na prowincji. Według różnych doniesień, w co najmniej dwóch miejscowościach milicja i OMON odmówiły rozbijania demonstracji i złożyły tarcze na ulice.
Apele o deeskalację
Opozycyjna kandydatka na prezydenta Białorusi Swiatłana Cichanouska wezwała w nocy z niedzieli na poniedziałek swoich zwolenników i funkcjonariuszy służb siłowych do powstrzymania się od przemocy. Obarczyła też władze odpowiedzialnością za to, że podczas starć ucierpieli ludzie.
"Jako sąsiedzi Białorusi, apelujemy do władz białoruskich o pełne uznanie i przestrzeganie podstawowych standardów demokratycznych. Wzywamy do powstrzymania się od przemocy i do respektowania podstawowych wolności, praw człowieka i obywatela, w tym praw mniejszości narodowych i wolności słowa" - napisali we wspólnym oświadczeniu prezydenci Polski Andrzej Duda oraz Litwy Gitanas Nauseda.
W poniedziałek przed południem białoruskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało, że zatrzymano około 3000 osób,.
Wyniki wyborów
Według zaktualizowanych wstępnych wyników podanych przez CKW urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka uzyskał w niedzielnych wyborach 80,08 procent głosów, a na drugim miejscu uplasowała się Cichanouska z 10,09 procent. Żaden z pozostałych kandydatów nie uzyskał 2 proc. głosów.
Zapytana na konferencji prasowej, czy uważa się za zwyciężczynię wyborów, opozycyjna kandydatka Swiatłana Cichanouska odpowiedziała, że "oczywiście". Przekazała, że nie uznaje wyników wyborów podanych przez CKW. - Uzyskane przez nas dane nie są zgodne z tymi, które ogłoszono - wyjaśniła. Agencja TASS informowała, że Cichanouska zaskarżyła w CKW oficjalne wyniki głosowania.
W poniedziałek wieczorem sztab Cichanouskiej przekazał, że nie wie, gdzie znajduje się liderka opozycji. - Swiatłana Cichanouska była w Centralnej Komisji Wyborczej z prawnikiem Maksimem Znakiem, a następnie powiedziała, że "podjęła decyzję" i udała się w niewiadomym kierunku - mówiła w Radiu Swaboda rzeczniczka sztabu Hanna Krasulina. Białoruska telewizja Biełsat późnym wieczorem poinformowała na Twitterze o nawiązaniu przez Cichanouską kontaktu z tą redakcją. We wtorek rano minister spraw zagranicznych Litwy Linas Linkevicius przekazał, że białoruska polityk jest w tym kraju. "Swiatłana Cichanouska jest bezpieczna. Przebywa na Litwie" - napisał Linkevicius w krótkim wpisie opatrzonym zdjęciem kandydatki.
Sprzeciw wobec działaniom władz na Białorusi wyrazili między innymi unijni przywódcy. Premier Polski Mateusz Morawiecki zwrócił się o zwołanie szczytu Rady Europejskiej.
Kolejna fala protestów
W poniedziałek protesty rozlały się po Mińsku, mimo że struktury siłowe zamknęły szczelnie wszystkie drogi prowadzące do centrum. Około godziny 19 rozpoczęły się zatrzymania, w tym przypadkowych osób.
Białoruskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w komunikacie podało, że w poniedziałek około godziny 23 w centrum Mińska, na ulicy Prytyckaha doszło do zdarzenia, w którym zginął jeden z protestujących. Zdaniem resortu mężczyzna usiłował odpalić ładunek wybuchowy. Milicja przekazała, że ładunek wybuchł mu w dłoniach. W komunikacie podano, że tłum próbował blokować tam ruch uliczny, tworząc prowizoryczne barykady. Do odblokowania placu i rozproszenia tłumu ściągnięto oddział specnazu.
Wiele innych osób zostało rannych, między innymi w starciach przy metrze Puszkińska. Siły specjalne stosowały granaty hukowe, gaz łzawiący i armatki wodne. Milicjanci ścigali demonstrantów uciekających na okoliczne podwórka. W internecie, działającym mimo prób zablokowania, pojawiały się informacje z kodami wejścia do poszczególnych klatek schodowych, by można było uniknąć zatrzymania.
Źródło: TVN24, PAP