To miało być dyplomatyczne tsunami. Ponad 250 tys. ujawnionych przez Wikileaks amerykańskich depesz dyplomatycznych miało wstrząsnąć światem i w zamierzeniu Julianna Assange’a, szefa Wikileaks, ujawnić hipokryzję Stanów Zjednoczonych. Trudno powiedzieć, by Assange odniósł zamierzony sukces, ale wyciek częściowo tajnych informacji narobił pod koniec 2010 roku sporo zamieszania.
Machina ruszyła 28 listopada. Wtedy w sieci pojawiły się pierwsze amerykańskie dokumenty. Z czasem ich liczba rosła, ale zaledwie garstka z zapowiedzianych rewelacji ujrzała już światło dzienne.
Niemniej wystarczyło to, by rozpętać dyskusję nad granicami wolności słowa, poziomem zabezpieczeń amerykańskiej dyplomacji czy skali odwetu, jaki może wobec Assange’a zastosować Waszyngton. Ostatecznie założyciel Wikileaks trafił przejściowo za kratki w Wielkiej Brytanii, lecz później został wypuszczony za kaucją. W Anglii ma czekać na ewentualną ekstradycję do Szwecji, gdzie grożą mu zarzuty za gwałt.
Co w depeszach?
Sama treść ujawnionych depesz nie wzbudziła już takiego zainteresowania, choć niemal każda z ujawnionych informacji doczekała się choćby krótkiej analizy. Czego zatem mogliśmy się dowiedzieć z przecieków Wikileaks? W zasadzie niczego, co diametralnie zmieniłoby wiedzę o świecie i panujących w nim stosunkach.
Depesze Wikileaks – jeśli traktować wiedzę amerykańskich dyplomatów jako wiedzę obiektywną – potwierdziły więc m.in.: irańskie aspiracje nuklearne i współpracę Teheranu z Phenianem; powiązania rosyjskich władz z ciemnymi interesami, m.in. z zabójstwem Aleksandra Liwinienki; negocjacje Waszyngton-Moskwa w sprawie tarczy antyrakietowej i Iranu; skalę obaw co do bezpieczeństwa Afganistanu i Pakistanu czy nieczyste gry koncernów farmaceutycznych i zbrojeniowych.
O Polsce nic nowego
Również depesze dotyczące Polski – a jest ich co najmniej 970 - nie stały się do tej pory wielką sensacją. Potwierdziły m.in. jedynie polskie rozczarowanie tarczą antyrakietową w wersji zaproponowanej przez Baracka Obamę czy obawy Warszawy przed wzrostem znaczenia roli Rosji w regionie, a także wsparcie dla Tbilisi podczas wojny z Moskwą.
Skuteczni Amerykanie
Czy zatem wiedza płynąca z ujawnionych depesz jest bezużyteczna? Z pewnością nie. Po pierwsze, pokazuje, że amerykańska administracja podziela wiele powszechnych wśród obserwatorów przypuszczeń i opinii co do wielu problemów, których jednak z oczywistych względów głośno nie artykułuje. Po drugie, pokazuje, że jeśli dyplomacja USA nie porusza publicznie jakiegoś problemu, to nie oznacza, że nie zdaje sobie sprawy z jego istnienia.
Po trzecie, pokazuje, jak sprawnym godnym pozazdroszczenia aparatem, mimo błędów i uproszczeń, dysponuje amerykańska dyplomacja w niemal każdym zakątku świata, chociaż samo ujawnienie depesz pokazuje jednak, że nawet najsprawniejsza machina ma swoją achillesową piętę.
Nie pierwszy raz
Ujawniając dyplomatyczne depesze Wikileaks nie pierwszy raz napsuło krwi Amerykanom. W kwietniu opinię publiczną zbulwersowało nagranie z amerykańskiego śmigłowca, na którym widać ostrzał grupy cywili, wśród nich dziennikarzy.
W październiku zaś portal opublikował blisko 400 tys. dokumentów dotyczących działań w Iraku w latach 2004-2009. W opublikowanych dokumentach znalazły się informacje na temat tortur w irackich więzieniach, o których amerykańskie władze wiedziały i które miały ignorować.
Źródło: tvn24.pl