Środa, 14 maja- ABW prawdopodobnie popełniła błąd nie zabezpieczając terenu, na którym szukano tajnych dokumentów. Nie zmienia to jednak faktu, że dziennikarze, którym zabrano kamerę powinni byli opuścić to miejsce, gdy zostali do tego wezwani - tak o tym, co działo się podczas przeszukania mieszkania Piotra Bączka mówił w "Magazynie 24 godziny" Jan Widacki z Demokratycznego Koła Poselskiego.
Według Widackiego, "tłumaczenia funkcjonariusza, który tłumaczy dlaczego dziennikarzom TVP nie pozwolono filmować czynności jakie ABW wykonywało w domu Bączka są uzasadnione". - Funkcjonariusze mieli prawo zażądać zaprzestania filmowania i opuszczenia tego miejsca. Jeżeli dziennikarze nie chcieli się do tego zastosować, mogły być użyte przeciwko nim także środki przymusu bezpośredniego - mówił Widacki, podkreślając jednak, że jego zdaniem takie sytuacje pokazują jednak, że "ABW nie ma doświadczenia w wykonywaniu czynności procesowych tego typu". WIĘCEJ O AKCJI ABW
Poseł Demokratycznego Koła Poselskiego zwracał też uwagę, że "jest wiele przepisów, choćby w ustawie powołującej ABW, które pozwalałyby na zarekwirowanie sprzętu dziennikarzy TVP". Prawnik nie wskazał jednak na konkretne artykuły.
Posłanka PiS do PO: Uderzcie się w piersi
Czy jednak konieczna była tak drobiazgowa rewizja osobista (jeden z dziennikarzy relacjonował, że kazano mu zdjąć spodnie i zdjąć podkoszulek)? - Ja bym nie wchodził w te sprawy - odpowiadał Sebastian Karpiniuk z PO. - Ale dlaczego nie? - dociekała posłanka PiS Beata Kempa.
Karpiniuk podkreślał, że z tego co wiadomo na tę chwilę, funkcjonariusze ABW działali zgodnie z procedurami. - Nie można bez zgody prokuratury wejść na teren prowadzenia czynności procesowych - argumentował poseł.
- Przecież właścicielem posesji był pan Bączek, a przypomnę, że prokuratura przesłuchiwała go tylko w charakterze świadka. Mógł więc zaprosić do siebie kogo chciał - podkreślała posłanka PiS.
- Mówiąc takie rzeczy kompromituje się pani brakiem wiedzy, jeżeli chodzi o znajomość przepisów - odpowiadał Karpiniuk. Ale Kempa twardo broniła swojego stanowiska i apelowała, by następnym razem zanim PO zacznie krytykować inne partie za wpływanie na działania śledczych, "niech sama uderzy się we własne piersi".
Dziennikarze protestują
Protest przeciwko "bezprawiu ABW" w liście otwartym przesłanym do Polskiej Agencji Prasowej wyraziła grupa dziennikarzy m.in.: Kuba Sufin (szef redakcji tvn24.pl), Monika Olejnik, Piotr Gabryel, Katarzyna Hejke, Jerzy Jachowicz, Igor Janke, Michał Karnowski, Jan Pospieszalski, Maciej Rybiński, Tomasz Sakiewicz, Marcin Wolski, Piotr Zaremba i Rafał Ziemkiewicz (czytaj więcej).
- Działanie ABW wobec dziennikarzy TVP jest naruszeniem wolności słowa i prawa obywateli do informacji. Domagamy się od kierownictwa ABW wyjaśnienia sprawy i ukarania winnych tych skandalicznych działań - piszą autorzy listu.
Skargę na działalność funkcjonariuszy ABW, którzy mieli „uniemożliwić wykonywanie dziennikarskich obowiązków reporterom TVP” złożył też prezes Telewizji Polskiej Andrzej Urbański. W liście do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego napisał m.in., że „TVP S.A. domaga się wyciągnięcia konsekwencji wobec pracowników ABW wykonujących polecenia Prokuratora Krajowego, którzy dopuścili się złamania prawa".
U kogo były tajne dokumenty?
W związku z prowadzonym od listopada śledztwem we wtorek ABW przeszukała jedenaście lokali - m.in. byłego oficera WSW Aleksandra L. i dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, oraz dwóch członków Komisji Weryfikacyjnej WSI: Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Członkom komisji nie postawiono żadnych zarzutów, przesłuchano ich jedynie w charakterze świadków. Z kolei Sumlińskiemu i Aleksandrowi L. przedstawiono zarzuty powoływania się na wpływy i żądania korzyści majątkowej w zamian za pozytywne rozstrzygnięcia Komisji Weryfikacyjnej WSI. Obaj nie przyznają się jednak do winy. W czwartek sąd ma zadecydować czy wobec zatrzymanych zostanie zastosowany tymczasowy areszt.
Koniec dziennikarstwa śledczego?
Roman Giertych, adwokat Sumlińskiego, też nie kryje oburzenia działaniami funkcjonariuszy ABW i prokuratorów. Były wicepremier podkreśla, że o tej „bulwersującej sprawie trudno jest mu mówić bez użycia mocniejszych słów”. - Jeżeli tak prokuratorzy będą obchodzić się z dziennikarzami śledczymi to będzie to koniec takiego dziennikarstwa w Polsce – przekonywał w „Magazynie 24 godziny” i dodawał, że "celowo o swoim mocodawcy mówi Sumliński a nie "S.", bo razem ustalili, że nie ma się on czego wstydzić i nie chce być tylko literką w dziennikarskich informacjach".
Według Giertycha „zarzut jaki usłyszał jego klient jest absurdalny i w lakoniczny sposób uargumentowany. Cała sprawa może mieć też zdaniem byłego ministra edukacji „drugie dno”: - Funkcjonariusze zabrali z jego domu dokumenty, które wskazywały na nieprawidłowości w sprawie śledztwa po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. – Wojciech Sumliński złożył w tej sprawie doniesienie do prokuratury i był nawet przez śledczych przesłuchiwany. Pytanie o drugie dno jest więc zasadne.
Ale Jan Widacki nie wietrzy w sprawie spiskowych teorii: - Widzę tu rutynowe działania ABW i histerię polityków. Nie wymagajmy żeby w pierwszym etapie prokuratura ujawniała wszystkie swoje dowody. Pan Giertych mówi o końcu dziennikarstwa śledczego, a ja mówię, że zarzuty, które usłyszał Wojciech S. nie mają ze „śledzeniem” nic wspólnego”. Tutaj chodzi o korupcję.