Nie ma dnia by do poznańskiego szpitala im. Raszei nie trafił ktoś po zatruciu dopalaczami. Zwykle są to młode, około dwudziestoletnie osoby. Producenci dopalaczy stosują w swoich produktach coraz bardziej niebezpieczne substancje, które, jak podają eksperci, potrafią uzależnić po przyjęciu zaledwie dawki, czy dwóch. To sprawia, że wielu pacjentów z toksykologii, trafia prosto na oddział psychiatryczny.
- Praktycznie od pierwszego wzięcia można się uzależnić. Pierwszy raz zapaliłem i później chciałem więcej i więcej. Na końcu praktycznie cały czas się chodzi na tych środkach - przyznaje jeden z chłopaków.
- Poziom inteligencji opadł, mam problem ze znajdowaniem wyrazów, całkowicie zmieniło się moje zachowanie. Zmieniła się moja mimika, mój wyraz twarzy. Po zaledwie pół roku wciągania. Jestem zupełnie inną osobą - dodaje inny.
- Na ulicy jest przyjęte, że one nie szkodzą. Tak je przedstawiano, narkomani się tego trzymają. U mnie to wywoływało psychozę i manie prześladowcze. Wydawało mi się, że ktoś jest ze mną w pokoju, że ludzie mnie podglądają, szukałam jakiś kamer - wtóruje im młoda dziewczyna.
Trzy obce sobie osoby, trzy różne historie, wszyscy połączeni walką z jednym wrogiem - uzależnieniem od dopalaczy.
Coraz więcej zatrutych
Tak dramatyczne wyznania osób leczących się w podpoznańskim ośrodku MONAR-u, pokazują jak dużym problemem, nie tylko w Poznaniu, są dopalacze. Każda z tych osób, zanim znalazła się w ośrodku psychiatrycznym, gdzie leczy swoje uzależnienie, wcześniej trafiła na oddział toksykologii z ciężkim zatruciem. Reporter TVN24 rozmawiał w temacie z toksykologiem dr Erykiem Matuszkiewiczem, rzecznikiem szpitala miejskiego im. Raszei w Poznaniu. Podane przez lekarza statystyki są porażające.
- Notujemy stale zwiększającą się liczbę osób używających dopalacze i trafiających z tego powodu na nasz oddział. Codziennie jest to przynajmniej jedna osoba. Zdarza się, że są to dwie, a nawet trzy osoby. Jest bardzo duża zwyżka od początku roku, w porównaniu do poprzedniego - przyznaje Matuszkiewicz.
Jak informuje szpital, w samym 2014 roku, na jeden tylko oddział toksykologii trafiło aż 150 osób z zatruciem dopalaczami. Według lekarzy, w bieżącym roku ta liczba znacznie wzrośnie.
Bezsenność, kołatanie serca, nawet zgon
Na liczbie pacjentów kłopoty szpitala z przyjmowaniem zatrutych się nie kończą. Rynek dopalaczy jest prężny. Producenci często mieszają w składzie, czyniąc swoje specyfiki jeszcze mocniejszymi i jeszcze bardziej uzależniającymi. W związku z tym lekarze najczęściej nie są w stanie ustalić jakie dokładnie środki zostały zażyte przez osobę przywiezioną do szpitala. Każdy z tych środków może także wywoływać różne reakcje zatrutego organizmu.
- Spektrum objawów jest bardzo różne: od niepokoju, bezsenności, trudności z koncentracją, poprzez objawy kołatania serca aż do niewydolności wielonarządowych i zgonów. Nigdy nie wiemy jak nasz organizm zareaguje i w której grupie będziemy, czy nie będziemy mieli wyjątkowego pecha - dodaje toksykolog.
Bezsilność służb
W 2010 roku ówczesny premier Donald Tusk ogłosił początek wojny z dopalaczami. Stosowna ustawa nadal jednak nie weszła w życie i nie wiadomo kiedy wejdzie. Raczej nieprędko. W związku z tym, zamiast zwalczania problemu przez prokuraturę i policję, z procederem walczą... inspektorzy sanepidu.
Problem w tym, że producenci mają swoje sposoby na unikanie konfrontacji z prawem. Punkty sprzedaży zmieniają swoje lokalizacje, albo nazwy i unikają kary. Bywa również i tak, że substancja, która zostanie już zbadana przez sanepid i uznana jako nielegalna, znika z rynku, a w jej miejsce pojawia się inna.
Autor: ib/fc / Źródło: TVN24 Poznań/poznan.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź