Śledczy mają problem z ustaleniem, co zażyła 14-latka, która zmarła przed miesiącem w szpitalu dziecięcym w Poznaniu. Dziewczynka była w stanie krytycznym, walka o jej życie trwała osiem dni. Wiadomo było, że wcześniej paliła marihuanę. Lekarze podejrzewają jednak, że brała "coś mocniejszego". Odpowiedź miały dać szczegółowe badania krwi - tej jednak zabezpieczono zbyt mało.
14-latka trafiła do szpitala dziecięcego przy ul. Krysiewicza 23 sierpnia. Została zabrana przez pogotowie ratunkowe z klatki schodowej przy ul. Kotlarskiej, gdzie leżała nieprzytomna. Lekarze od początku jej stan określali jako krytyczny.
- Pacjentka przyjechała do szpitala przytomna, ale bez kontaktu. By polepszyć jej stan, wykonywaliśmy standardowe czynności, podawaliśmy konkretne środki farmakologiczne, wszystkie typowe w takich przypadkach działania - mówi Urszula Łaszyńska, rzecznik prasowa szpitala przy ul. Krysiewicza w Poznaniu.
Dziewczyna przy życiu utrzymywana była dzięki aparaturze medycznej. Po ośmiu dniach zmarła.
Nie wiadomo, co brała
Wiadomo, że na pewno tego dnia paliła marihuanę. Lekarze jednak od początku podejrzewali, że zażyła coś o znacznie silniejszym działaniu. Nikoli pobrano krew do badań toksykologicznych. Doszło do tego jeszcze gdy jechała do szpitala. Krwi zmarłej dziewczynki jest jednak bardzo mało. Nie da się przeprowadzić na tej próbce szerokich badań.
Rzeczniczka szpitala podkreśla, że nie ma w tym winy lekarzy. - Krew została jej pobrana w dawce, jaką przewiduje normalne leczenie - w przypadku dziecka jest jej zawsze nieco mniej, by nie obciążać fizycznie organizmu. W tym przypadku pobrano standardową, dziecięcą dawkę - wyjaśnia Łaszyńska.
Nie mogli pobrać więcej krwi
Jak podkreśla, lekarze więcej krwi nie mogli pobrać. Potrzebna byłaby na to zgoda ze strony policji, prokuratora czy sądu. A takiej nie było. - Przystąpiliśmy do normalnego leczenia dziecka, podjęliśmy standardowe w tym przypadku czynności. W związku z pogarszającym się jej stanem trzeba było zastosować takie leczenie, które zdyskwalifikowało późniejsze pobieranie krwi - tłumaczy.
Gdy śledztwo ruszyło, organizm dziewczynki był już oczyszczony z narkotyków. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", niewielka ilość krwi czeka teraz zamrożona w zakładzie medycyny sądowej.
– Na szczęście mamy pewien trop. Podejrzewamy, co mogła zażyć pokrzywdzona - mówi "Gazecie Wyborczej" prokurator Jacek Duszyński. Jak podaje gazeta, miał to być dopalacz w formie kryształków.
Siedem osób zatrzymanych
Policja w sprawie śmierci 14-letniej Nikoli zatrzymała łącznie siedem osób, w tym troje nastolatków. - 17-latek usłyszał zarzut udzielenia marihuany. Trafił do aresztu. Grozi mu 8 lat więzienia. Dwie 16-latki zostały umieszczone w ośrodku dla nieletnich i czekają na dalsze decyzje sądu rodzinnego i dla nieletnich - wyjaśniał Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Pozostałe osoby zatrzymano za wprowadzanie do obrotu narkotyków.
Na tym jednak nie koniec. Zarzuty nieudzielenia pomocy usłyszeć może także dyspozytor pogotowia. Policja zabezpieczyła już nagrania rozmów z numeru alarmowego.
- Karetka została wysłana dopiero po kolejnym telefonie - potwierdza Andrzej Borowiak. Wcześniej dyspozytor miał stwierdzić, że od marihuany się nie umiera.
Prokuratura Rejonowa Poznań-Nowe Miasto wszczęła śledztwo w sprawie udzielenia małoletniej środków odurzających, narażając ją tym samym na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Autor: FC//ec / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: tvn24