15 lat więzienia i 15-letni zakaz zbliżania się - taki wyrok usłyszał mężczyzna, który podłożył bombę zegarową pod samochodem żony, nauczycielki z Warlubia. Zdaniem prokuratury bomba, gdyby eksplodowała, mogła zabić kierowcę, dowodzi tego przeprowadzony w trakcie śledztwa eksperyment procesowy.
Mężczyzna odpowiadał za usiłowanie zabójstwa.
Wszystko rozegrało się w czerwcu zeszłego roku, kiedy kobieta jechała do szkoły. Do wybuchu nie doszło tylko dlatego, że podczas jazdy wypiął się jeden z przewodów mechanizmu zegarowego. W trakcie procesu mężczyzna przyznał się do podłożenia bomby własnej roboty, ale jak twierdził żony nie chciał zabić, a jedynie nią "wstrząsnąć". Mówił, że zależało mu na ratowaniu rozpadającego się małżeństwa.
W czwartek sąd w Bydgoszczy przychylił się do wniosku prokuratora i skazał 42-latka na 15 lat więzienia. Dodatkowo, kiedy wyjdzie już z więzienia, ma on 15-letni zakaz zbliżania się do byłej żony.
Kobieta chciała dla niego 25 lat więzienia.
Według sądu, mężczyzna w obliczu rozpadającego się małżeństwa usiłował dokonać "zbrodni doskonałej". Jak stwierdził na czwartkowej rozprawie, 42-latek starannie przygotował bombę.
Jak opisuje reporter TVN24 Mariusz Sidorkiewicz, bomba nie miała rozerwać samochodu, a spowodować wypadek i pożar, który miał zatrzeć wszelkie ślady działalności męża. Sąd stwierdził, że 42-latek chciał spowodować złudzenie, że doszło do katastrofy komunikacyjnej.
42-latek twierdzi, że nie chciał zabić żony, a jedynie ją nastraszyć. Zapowiada apelację od wyroku.
Prokurator: nie ma wątpliwości, że chciał zabić żonę
Jak relacjonował w poniedziałek reporter TVN24, według prokurator prowadzącej postępowanie i oskarżającej mężczyznę przed sądem, nie ma najmniejszych wątpliwości, że chciał on zabić swoją żonę w obliczu rozpadu małżeństwa. Kiedy ta zadeklarowała, że chce się z nim rozstać, miał zagrozić, że się jej pozbędzie i - jak uznała prokuratura - robił wszystko, przez kilka miesięcy, by zabić swoją żonę.
Przez wiele tygodni konstruował bombę, którą umieścił następnie pod samochodem żony. Ładunek jednak nie eksplodował. Według prokuratury, tragedii udało się uniknąć tylko dlatego, że w trakcie jazdy wypiął się jeden z przewodów mechanizmu zegarowego.
- Urządzenie to miało być zdetonowane w czasie, gdy pokrzywdzona udawała się do pracy i prowadziła pojazd. Jest to udowodnione - podkreślała w poniedziałek prokurator.
Podczas poniedziałkowej rozprawy głos zabrała także pokrzywdzona, która zażądała 25 lat więzienia dla oskarżonego, tłumacząc, że mąż, gdy wyjdzie zza krat, znów będzie chciał ją zabić.
Bomba nie wybuchła
35-letnia kobieta, z zawodu nauczycielka, w czerwcu ubiegłego roku znalazła pod swoim citroenem tykający pakunek. Okazało się, że to bomba. Detonator nie zadziałał, bo, jak podejrzewają biegli, podczas jazdy po nierównościach kable się rozłączyły.
Szybko zatrzymano męża kobiety – para była w trakcie rozwodu. Usłyszał on zarzut usiłowania zabójstwa.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: KWP Bydgoszcz