- Zagłuszanie pielęgniarek to był pomysł Janusza Kaczmarka - stwierdził w programie "Bohater tygodnia" były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Choć - jak przyznał - nie wie "jak to przełożyło się na decyzję". Tymczasem były szef MSWiA wskazuje właśnie na Ziobrę.
Kaczmarek: zagłuszać chciał Ziobro, Ziobro: to pomysł Kaczmarka
- Kaczmarek tłumaczył, że w związku z tym, że pielęgniarki bezprawnie zajmują pomieszczenia, nie miały podstaw, by komunikować się - tłumaczy Ziobro. Przyznaje jednak, że to była tylko rozmowa i nie wie, "jak to przełożyło się na decyzję".
Z kolei Kaczmarek swojej książce "Cena władzy" wspomina sytuację zupełnie inaczej: "Mogę się opierać na pewnej rozmowie, w której brali udział pan Gosiewski, ja i pan Ziobro. Staliśmy na korytarzu i w którymś momencie minister Ziobro stwierdził, że dobrze by było, gdyby pielęgniarki które są w kancelarii premiera, nie komunikowały się z osobami na zewnątrz, że może należałoby te rozmowy zagłuszać. (...) W niedługi czas później takie zagłuszanie zaczęło być stosowane. Z tego co wiem urządzenia były wypożyczone z ABW."
Ziobro podaje jeszcze inną możliwą wersję zdarzeń. Sugeruje, że problemy z komunikacją mogły pojawić się z zupełnie innego powodu. Piętro wyżej miał swój gabinet ówczesny koordynator d.s służb specjalnych Zbigniew Wassermann i tak, jak kilku innych ministrów, dysponował sprzętem do zagłuszania sygnału w telefonach komórkowych na terenie swojego biura. - Jeśli on włączał system, a panie były na dole, to może być z tym związane - przypuszczał.
Pytany o aspekt prawny ewentualnej decyzji o zagłuszaniu, tłumaczył że dysponent pomieszczenia może na jego terenie zainstalować sobie odpowiedni system. - Nie ma przepisów, które by tego zabraniały - zapewniał Ziobro.
"Biję się w piersi..."
- Biję się w piersi, jestem gotowy iść do Canossy - mówi minister, zapytany o zamieszanie wokół jego laptopa. Powtarza, że sprzęt zniszczył się przypadkowo. - W czasie przenoszenia uderzyłem go kilka razy, nie świadomy, że tam jest laptop - tłumaczy. Zapewnia, że po odejściu z resortu zostawił laptopa i prosił dyrektora biura ministra Ćwiąkalskiego o wycenę zniszczeń. - Dwukrotnie dzwoniłem do Marka Łukaszewicza prosząc o wycenę, domagając się, żądając jej i mówiąc: uczciwie chce wywiązać się, bo czuję się odpowiedzialny, miałem w domu laptop i z mojej winy doszło do usterki - tłumaczy, dodając: - A dzisiaj przedstawia się to jako zbrodnię, że oto ja nie chcę płacić. - To są teraz najważniejsze śledztwa w kraju - ironizował.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24