Bez zaskakujących momentów i bez zdań, których nie można było wcześniej przewidzieć - tak wyglądało ponad dwugodzinne składanie zeznań przez Zbigniewa Ziobrę w sprawie, którą Jarosław Kaczyński wytoczył Romanowi Giertychowi. Były minister sprawiedliwości zapewniał sąd, że były premier nie kazał nikomu zbierać haków na konkurentów politycznych, a oskarżenia Giertycha wynikają z jego żalu i poczucia krzywdy.
Prezes PiS pozwał byłego wicepremiera i ministra edukacji w rządzie PiS-Samoobrona-LPR właśnie za sformułowany publicznie zarzut, że w czasie gdy Kaczyński pełnił urząd szefa rady ministrów "zbierał haki" na innych polityków. - To kłamstwa nie mające faktycznych przesłanek. (...) Nie było żadnych teczek, nie było żadnych akcji ad personam wobec kogokolwiek - zapewniał wówczas szef PiS, zapowiadając złożenie pozwu. Giertych odpowiedział swoim pozwem za zarzucenie mu kłamstwa. Procesy toczą się oddzielnie.
Oskarżenia przez frustrację?
Ziobro, w czasach rządów koalicji PiS-Samoobrona-LPR minister sprawiedliwości i prokurator generalny, zeznał przed sądem, że formułowane przez Giertycha oskarżenia o zbieranie haków na konkurentów "są bezpodstawne i nieprawdziwe". - Robi to, bo odczuwa nieuzasadniony żal i czuje się skrzywdzony w związku z tym, że znalazł się poza polityką na skutek porażki ugrupowania, któremu przewodził - analizował europoseł PiS, wskazując jednocześnie, że wiązanie przez Giertycha swojej porażki z jego prezesem jest "błędne".
Były minister sprawiedliwości zaprzeczył też, by Kaczyński kiedykolwiek usiłował wpływać na bieg jakichkolwiek śledztw - także tych, w których występowały osoby publiczne. - Zawsze mówił, że zarzuty należy stawiać niezależnie od sytuacji majątkowej, społecznej czy środowiska politycznego, z którego się wywodzi osoba podejrzana - podkreślał Ziobro.
"Tylko fragmenty"
Po tym jak zapewnił sąd, że informował prezesa swojej partii tylko o najważniejszych śledztwach dotyczących problematyki związanej z bezpieczeństwem państwa i robił to w sposób "ogólny", prawnicy Giertycha chcieli zapytać Ziobrę, czy do sfery bezpieczeństwa państwa należało także śledztwo w sprawie "seksafery" w Samoobronie. Sąd uchylił jednak to pytanie. Wcześniej Ziobro zeznał, że nie widział nic dziwnego w pytaniach premiera dotyczących tej sprawy i zaprzeczył, by przekazywał Kaczyńskiemu lub Giertychowi informację o wyniku badań DNA dziecka pokrzywdzonej w sprawie "seksafery" Anety Krawczyk.
Nigdy Ziobro nie pokazywał też byłemu premierowi całości akt jakiegoś śledztwa. - Jeśli się zapoznawał, to jedynie zapoznawał się z kserokopiami fragmentów - zapewniał europoseł nawiązując do sytuacji, gdy Jarosław Kaczyński poznał część materiałów śledztwa dotyczącego tzw. mafii paliwowej. Stało się to zanim lider PiS został premierem. Sprawę badała płocka prokuratura i uznała, że nie doszło do przestępstwa, bo Kaczyński - jako członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego - miał prawo poznać te materiały.
Przeprosiny warte tysiące
W wytoczonych sobie procesach Kaczyński i Giertych domagają się publikacji przeprosin m.in. w telewizjach, czego koszt może wynieść kilkaset tysięcy zł. Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść prawdziwości swoich słów albo wykazać, że jego działanie nie było bezprawne, bo działał w interesie publicznym.
Źródło: PAP, lex.pl