- Wolność słowa jest jednym z fundamentów państwa demokratycznego. (...) Kolejna sprawa, w której dziennikarzowi stawia się zarzut ujawnienia tajemnicy państwowej, budzi mój poważny niepokój - napisał w specjalnym oświadczeniu prezydent Lech Kaczyński, który w ten sposób odniósł się do sprawy dziennikarza TVN24 Krzysztofa Skórzyńskiemu. Reporter usłyszał zarzut ujawnienia tajemnicy państwowej.
Lech Kaczyński zlecił przygotowanie informacji w sprawie postępowania prokuratury przeciw reporterom TVN24 i Radia ZET. Po południu w rozmowie z tym radiem ocenił, że postawienie zarzutów Krzysztofowi Skórzyńskiemu (i prawdopodobnie takie same plany wobec reportera Mariusza Gierszewskiego) to "próba zamknięcia ust w sprawach, w których dziennikarze maja prawo wiedzieć i mówić".
"W tym przypadku nie idzie o głupstwo"
- Są w praktyce jedynymi łącznikami między społeczeństwem a władzą. Władzy trzeba patrzeć na ręce. Trzeba to robić w sposób rozsądny - oddzielać to, co jest głupstwem, od tego, co jest rzeczą bardzo istotną. Ale w tym przypadku nie idzie o głupstwo - zaznaczał prezydent.
Na stronie internetowej głowy państwa pojawiło się też oświadczenie Lecha Kaczyńskiego. Zaznacza w nim, że "wątpliwości musi budzić sytuacja, w której zarzuty stawia się nie bezpośrednim sprawcom przecieku tylko dziennikarzom, którzy wykonując swoją pracę przekazują uzyskane informacje społeczeństwu".
- Prawo musi być przestrzegane, ale jego egzekwowanie nie powinno zagrażać wolności słowa. (...) Pamiętajmy, że to właśnie dzięki wysiłkom dziennikarzy Polacy w ciągu ostatnich 20 lat dowiedzieli się o większości największych afer. Istnieje niebezpieczeństwo, że z obawy przed zbyt surowymi konsekwencjami dziennikarze mogą unikać podejmowania ważnych społecznie tematów - pisze prezydent.
Wolność słowa jest jednym z fundamentów państwa demokratycznego. Szczególną rolę odgrywają wolne media i niezależni dziennikarze. Przekazując informacje wypełniają ważną społecznie misję. Pełnią funkcję kontrolną wobec władzy. Bez tej kontroli władza częściej ulega pokusie nadużyć. Mój poważny niepokój budzi kolejna sprawa, w której dziennikarzowi stawia się zarzut ujawnienia tajemnicy państwowej. Prokuratura ma obowiązek ścigania takich przestępstw. Wątpliwości musi budzić jednak sytuacja, w której zarzuty stawia się nie bezpośrednim sprawcom przecieku tylko dziennikarzom, którzy wykonując swoją pracę przekazują uzyskane informacje społeczeństwu. Prawo musi być przestrzegane, ale jego egzekwowanie nie powinno zagrażać wolności słowa. W każdej tego typu sytuacji zadaniem dziennikarza powinna być również troska o polską rację stanu. Z drugiej strony dziennikarz musi mieć możliwość podjęcia samodzielnej decyzji, bez strachu przed instytucjami czy osobami, których interesy narusza. Pamiętajmy, że to właśnie dzięki wysiłkom dziennikarzy Polacy w ciągu ostatnich 20 lat dowiedzieli się o większości największych afer. Istnieje niebezpieczeństwo, że z obawy przed zbyt surowymi konsekwencjami dziennikarze mogą unikać podejmowania ważnych społecznie tematów. To może prowadzić do swoistej autocenzury mediów i ograniczenia prawa społeczeństwa do informacji. Prezydent Lech Kaczyński
Krzysztof Skórzyński z TVN24 usłyszał w poniedziałek zarzut ujawnienia tajemnicy państwowej - chodzi o upublicznienie zeznań prokuratorów ws. akcji CBA w resorcie rolnictwa, która doprowadziła do dymisji Andrzeja Leppera.
We wtorek na przesłuchaniu w prokuraturze ma się stawić drugi z dziennikarzy, przeciwko któremu toczyło się postępowanie - Mariusz Gierszewski z Radia ZET.
"Winny za przeciek autor"
Według Pawła Wypycha z Kancelarii Prezydenta, dziennikarze nie są właściwymi adresatami oskarżeń. - Nie jest dobrze, kiedy stawia się zarzuty dziennikarzom, bo jak rozumiem żaden materiał bez zgody kolegium redakcyjnego nie wychodzi - powiedział Wypych.
I dodał: - Poza tym bardziej by mnie interesowali nie ci, którzy nazwiskiem sygnują dany materiał tylko ci, którzy im te dane przekazują, bo jest to rzecz bardzo istotna. Nie wiem, ale mam takie wrazenie, że to nie idzie w dobrym kierunku.
Również zdaniem posła Ludwika Dorna (Polska Plus), odpowiedzialność za przeciek powinien ponieść przede wszystkim jego autor. - To dziwna sytuacja, kiedy zarzuty stawia się dziennikarzom. Przecież dowiedzieli się o tym z prokuratury (o treści zeznań śledczych ws. przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa - red.), nie sadzę, żeby znaleźli te zeznania - jeśli były prawdziwe - na śmietniku - powiedział Dorn.
I dodał: - Dziennikarze dziennikarzami, ale co z tymi, którzy w szczególny sposób są zobowiązani do zachowania tajemnicy śledztwa.
"Informować - na tym polega dziennikarstwo"
Poseł PO Sebastian Karpiniuk również ostro krytykuje prokuraturę. - Zawód dziennikarza polega na tym, żeby informować opinię publiczną o wszelkich wątpliwościach, o których społeczeństwo nigdy by się nie dowiedziało, gdyby nie media. Trudno jest politykowi krytykować prokuraturę, ale w tej sytuacji mogę jednoznacznie powiedzieć, że jest to skandal - powiedział Karpiniuk.
Press Club broni dziennikarzy
W obronie dziennikarzy, w specjalnym oświadczeniu, stanęło szefostwo Press Clubu. "Jesteśmy przekonani, że obaj dziennikarze kierowali się wyłącznie prawem obywateli do otrzymania rzetelnych informacji, w tym wypadku - o domniemanych nieprawidłowościach, których dopuścili się przedstawiciele instytucji publicznych" - napisano.
Władze Press Clubu ostrzegają, że stawianie zarzutów w tej sprawie budzi obawy, że "jest to rodzaj odwetu". "Aby bowiem ustalić, czy działanie dziennikarzy służy prawu obywateli do informacji, nie trzeba stawiać ich w roli podejrzanych" - podsumowują autorzy oświadczenia.
"Wolność słowa zagrożona"
- Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego dziennikarze stali się ofiarami nieudolności prokuratury – powiedział z kolei w TVN24 Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Mamy tutaj do czynienia z klasyczną sytuacją działania w interesie publicznym, sytuacją w której zarzuty nie powinny być postawione. Jeśli prokuratura nie jest w stanie ustalić źródła przecieku, to trudno, sprawa powinna zostać umorzona.
Zdaniem Bodnara, groźba odpowiedzialności karnej wywołuje u dziennikarzy tzw. "mrożący skutek" – autor tekstu, przestraszony odpowiedzialnością, może trzy razy zastanowić się, czy ujawnić jakieś dane i w rezultacie zmienić pierwotny tekst. - A w takiej sytuacji, zdaniem Bodnara, wolność słowa jest zagrożona - ocenił.
Źródło: TVN24, PAP