Gwałtowny atak zimy sparaliżował ruch pociągów w całej Polsce. Opóźnienia sięgają kilku godzin. Pasażerowie pociągu z Radomia do Warszawy, liczącą niewiele ponad 100 kilometrów trasę pokonywali przez 10 godzin. Do stolicy dotarli dopiero wieczorem - zmęczeni, zmarznięci, głodni i źli. W podobnej sytuacji są tysiące Polaków. - Drużyny konduktorskie same próbują usuwać z torów gałęzie. Nie zawsze jest to możliwe - załamuje ręce Beata Czemerajda z PKP Intercity.
Wiele tras cały czas jest nieprzejezdnych, na torach leżą powalone drzewa, albo gałęzie. Kiedy jest to możliwe pasażerowie sami je usuwają. Mimo to pociągi mają duże opóźnienia. "Jestem na Dworcu Głównym w Poznaniu. Czekam na pociąg do Szczecina, który jedzie z Przemyśla... Opóźnienie? Tylko 380 min... Na pociąg czekałem we Wrocławiu, gdzie nikt nie potrafił określić ile pociąg będzie miał spóźnienia! Ludzi odsyłano od informacji do informacji. Każdy mówił co innego!" - relacjonuje za pośrednictwem Kontaktu TVN24 nasz internauta Maciej.
- Pociągi spóźniają się czasem kilka minut, ale są też przypadki opóźnień dwugodzinnych - mówiła po południu Beata Czemerajda z zespołu prasowego PKP Intercity. Wieczorem sytuacja uległa pogorszeniu. Np. opóźnienia na Dworcu Centralnym w Warszawie ok. północy sięgały już 4 godz.
A może być jeszcze gorzej. - Są sytuacje, w których ruch jest przywracany na liniach, a po jakimś czasie znów te same linie są blokowane przez upadające drzewa - podkreślała Czemerajda.
Drużyny konduktorskie mają obowiązek informować pasażerów co się dzieje. Problem w tym, że - jak przyznała Czemerajda - nie zawsze potrafią odpowiedzieć pasażerom, kiedy dany pociąg ruszy. - Mają przede wszystkim ich uspokajać - wyjaśniała.
Wiele godzin w szczerym polu
Ale o spokoju nie może być mowy, gdy nieogrzewany pociąg stoi kilka godzin na torze, a pasażerowie nie mogą dowiedzieć się kiedy ruszy. Właśnie w takiej sytuacji znalazło się 300 pasażerów pociągu, który utknął na trasie Radom-Warszawa, około kilometr za Zalesiem Górnym.
- Jesteśmy zdruzgotani i zdani na samych siebie, nikt się nami nie interesuje, nikt nic nie wie. Konduktor też jest bezradny - mówiła nam załamana pasażerka po południu. Pociąg na stację Warszawa Wschodnia miał wjechać o 11.57. Z miejsca, w którym utknął, ruszył dopiero przed godz. 20. Wiele osób nawet na to nie czekało. Zdesperowani pasażerowie we własnym zakresie organizowali sobie zastępczy dojazd do stolicy. Kolej go nie zapewniła.
Nie tylko pogoda
Ale opóźnienia pociągów wynikają nie tylko z fatalnych warunków pogodowych. - Była wielka awaria elektrowni w Kozienicach, więc zabrakło prądu i większość naszych pociągów stanęła w miejscu - tłumaczy rzecznik Kolei Mazowieckich Iwona Musiał.
Na razie pociągi Kolei Mazowieckich kursują ze stolicy do Grodziska, Skierniewic, Sochaczewa i Siedlec. Na liniach Warszawa-Radom, Celestynów-Otwock i Tłuszcz-Wołomin uruchomiono zastępcze autobusy.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. Kontakt TVN24