W poniedziałek zapadł wyrok uniewinniający pracownicę PKP Nieruchomości, której prokuratura postawiła zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Dotyczył on śmierci młodego mężczyzny, który w 2010 roku spłonął na kładce kolejowej w Dąbrowie Górniczej po tym, jak załamała się pod nim deska i spadł na trakcję.
Do wypadku doszło w w lipcu 2010 roku. 25-latek stanął w ogniu, po tym jak jego noga utkwiła w dziurze w kładce nad trakcją kolejową - utkwiła tak nieszczęśliwie, że przez cały czas dotykała przewodów pod napięciem 3000 V. Służby ratownicze, które przyjechały na miejsce czekały z podjęciem akcji prawie dwie godziny - do czasu, gdy pracownicy kolei odłączyli prąd. Mężczyzna nie przeżył.
Czyja ta kładka?
Po wypadku ruszyło śledztwo. Ale ustalenie odpowiedzialnych nie było łatwe, bo do wadliwej kładki w Strzemieszycach nikt nie chciał się przyznać. Urząd Miejski stwierdzał, że kładka jest własnością PKP, a te odbijały piłeczkę. Jak ustaliła reporterka TTV, właścicielem terenu na którym znajduje się kładka jest - według wpisu do księgi wieczystej - Skarb Państwa. Reprezentuje go natomiast prezydent Dąbrowy Górniczej.
TTV udało się dotrzeć także do protokołów okresowych kontroli kładki, które były przeprowadzane właśnie na zlecenie miasta. Paweł Gocyła, wiceprezydent miasta bronił się jednak twierdząc, że protokoły miały jedynie na celu "dostarczanie wiedzy" do Urzędu Miasta, ale konserwacją kładki powinna zająć się spółka PKP Nieruchomości.
Nie było podstawy do przypisania winy
W grudniu 2010 r. prokuratura postawiła w tej sprawie zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Usłyszała je pracownica PKP Nieruchomości.
Sąd w trakcie rocznego procesu przesłuchał kilkudziesięciu świadków i wczoraj wydał wyrok uniewinniający. - Materiał dowodowy, jakim dysponował sąd nie dawał sądowi absolutnie żadnej podstawy do przypisania oskarżonej winy - argumentowała sędzia Bożena Knych.
Wyrok nie jest prawomocny, strony mogą wciąż składać apelację.
Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV