Nowy szef dyplomacji dostanie plan "defotygizacji" MSZ - pisze "Gazeta Wyborcza". Jak twierdzi dziennik, przygotowali go ludzie z otoczenia Bronisława Geremka i Władysława Bartoszewskiego, związani od 1989 roku z dyplomacją.
Licząca kilkanaście osób grupa - tzw. korporacja Geremka i Bartoszewskiego - zawiązała się kilka miesięcy temu. Dyplomaci, urzędnicy, byli dyrektorzy w MSZ spotykali się regularnie między sobą i z przedstawicielami opozycyjnej wówczas Platformy.
Choć nie reprezentowali tej samej opcji politycznej, różnili się co do sposobu i głębokości zmian w MSZ, łączyło ich jedno - złość na to, co partia Kaczyńskich zrobiła z dyplomacją, i chęć jak najszybszego powrotu do normalności - pisze "GW".
- Nie chodzi o polityczną zemstę, ale posprzątanie gmachu po poprzedniej władzy, co jest normalne w demokracji - mówi gazecie członek tej nieformalnej grupy. Przyznaje, że przez ostatnie tygodnie w cieniu korytarzy szykowali plan odbudowy zrujnowanego - ich zdaniem - MSZ. Chodzi im nie o strategiczną wizję polityki zagranicznej, bo tę ustali minister i rząd, ale o politykę kadrową i informacyjną.
Wiceminister do archiwum? Co stanie się w najbliższych tygodniach w MSZ? Wiceministrowie Karol Karski i Paweł Kowal wrócą zapewne do polityki, bo mają mandaty poselskie - prognozuje "GW". Według mediów, część współpracowników minister Anny Fotygi, jak i ona sama, znajdzie miejsce w Kancelarii Prezydenta, bądź w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.
Wiceministrem przestanie być Andrzej Sadoś, który zaczynał karierę od rzecznika MSZ. W odróżnieniu od Karskiego i Kowala Sadoś - nieceniony przez ludzi tzw. korporacji Geremka - jest w zasobach kadrowych MSZ. Trzeba będzie więc znaleźć dla niego miejsce gdzieś w strukturach ministerstwa. Rozmówcy gazety śmieją się, że zawsze zostaje archiwum MSZ, dokąd nielubianych urzędników i dyrektorów zsyłała minister Fotyga.
Nie wiadomo za to, co stanie się z wiceministrem Witoldem Waszczykowskim, który w MSZ zajmował się m.in. negocjacjami w sprawie tarczy antyrakietowej. Zdania co do jego przyszłości w resorcie są wśród nieformalnej "grupy defotygizacyjnej" podzielone.
Stanowiska powinna stracić 1/4 kadry kierowniczej Jeśli nowy minister spraw zagranicznych zastosuje się do rad "korporacji", zmiany w MSZ nie skończą się na wynikających z politycznej praktyki dymisjach wiceministrów - pisze "GW". Dyplomaci, którzy przygotowali plan powyborczych zmian w resorcie spraw zagranicznych, uważają, że stanowiska kierownicze (czyli dyrektorów i wicedyrektorów) powinno stracić 20-25 osób z liczącej ok. 80 kierowniczej kadry.
Jak mówią rozmówcy "GW", odwołani muszą zostać przede wszystkim ci, dla których kluczem do awansu była dyspozycyjność i uległość i którzy "zajmowali się niszczeniem gmachu". Niemal pewne jest, że stanowisko straci np. dyrektor generalny Piotr Wojtczak. Zgodnie z uprawnieniami odwoła go zapewne premier. Polecą też najpewniej głowy dyrektorów ds. Europy i konsularnych.
Wyjątkowa zgoda panuje w MSZ co do tego, że nowy minister powinien z marszu zwolnić pełnomocnika ministra ds. współpracy z Niemcami Mariusza Muszyńskiego, zwolennika twardego, historycznego kursu wobec Niemiec, współodpowiedzialnego za pogorszenie stosunków z Niemcami.
Sojusz z prezydentem ws. polityki zagranicznej Grupa postuluje też, by powstrzymać przygotowywane nominacje ambasadorskie. Chodzi o planowany wyjazd dyrektora Jarosława Starzyka na placówkę do Madrytu i dyrektora Jerzego Chmielewskiego do Rzymu. Na te kluczowe placówki trzeba wysłać ludzi bardziej kompetentnych - twierdzą rozmówcy gazety.
"Korporacja" postuluje jednak, by nie wszczynać wojny o przyszłych i obecnych ambasadorów. Zdaniem nieformalnej grupy premier Tusk i nowy szef MSZ powinni wynegocjować z prezydentem coś w rodzaju "pakietu kohabitacyjnego", czyli zasad współpracy w sprawach polityki zagranicznej. Ceną zgody prezydenta na nieblokowanie nowych nominacji ambasadorskich PO mogłaby być obietnica, że nowy minister nie ruszy ambasadorów z nominacji Kaczyńskiego, chyba że popełnią jakieś straszne błędy - wyjaśnia gazeta.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"