Miały uspokoić pacjentów wyprowadzonych z równowagi przez chaotyczne zarządzenia NFZ, ale strasznie trudno jest z nich skorzystać - dwie infolinie uruchomione przez Ministerstwo Zdrowia to tak na prawdę... dwie osoby dyżurujące od 9 do 17. Stanisław Basiewicz, który czeka na leczenie chemią, dzwonił tam całą środą. Bezskutecznie.
Telefony w ministerstwie zaczęły działać punktualnie od godziny 12 w środę. Zgodnie z zapewnieniami minister zdrowia Ewy Kopacz każdy, kto wykręci numer (022) 635 75 78, albo (022) 530 03 27 będzie mógł uzyskać wszelkie informacje na temat swoich praw.
Tyle że wykręcić numer, a uzyskać połączenie to dwie różne rzeczy. TVN24 sprawdziło - na infolinie bardzo ciężko się dodzwonić. Taki problem miał chociażby Stanisław Basiewicz, który czeka na chemioterapię niestandardową. Ma przerzuty nowotworu.
W środę panu Stanisławowi nie udało się dodzwonić. Ma nadzieję, że udało się innym. Sam będzie próbował następnego dnia.
Nie ma kadr
Wiceminister zdrowia Marek Twardowski przyznał w programie "24 godziny", że reklamowane przez minister dwie infolinie to tak na prawdę dwa aparaty telefoniczne i dwie siedzące przy nich osoby.
- Jeden telefon może odebrać jedna osoba - tłumaczy minister, dodając, że w ministerstwie "nie ma aż takich kadr" by osób było więcej. Muszą to bowiem być pracownicy "merytoryczni", którzy będą w stanie udzielić rzetelnych odpowiedzi pacjentom.
Tylko dwie linie to jednak w argumentacji wiceministra aż dwie linie, ponieważ "zwykle jakaś instytucja uruchamia jeden".
Będą dodatkowe telefony?
- Dwa telefony w 38 milionowym kraju przy tysiącach osób, które czują się zagubione, to nie jest poważne - komentował trudności z łącznością były minister zdrowia Marek Balicki.
Twardowski zapowiedział zaś, przyznając, że "telefony (w środę) dzwoniły bezustannie": - Jak będzie potrzeba, uruchomimy dodatkowe infolinie.
Kiedy? Nie wiadomo.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24