Premier Donald Tusk powiedział, że jest poruszony informacją o zakłóceniu wykładu profesor Magdaleny Środy przez grupę ludzi, którzy wtargnęli we wtorek do auli na UW. - Uważam, że stała się rzecz straszna, choć nikt nikogo nie pobił - podkreślił szef rządu.
- Najbardziej jestem poruszony opinią niektórych ważnych osób, jeśli chodzi o kontekst tego zdarzenia, że nic się nie stało. Ja uważam, że stała się rzecz straszna, choć nikt nikogo nie pobił - powiedział premier na konferencji prasowej.
I dodał: - Ja pamiętam dobrze film "Kabaret" z Lizą Minnelli. I tam jest taka scena w ogródku kawiarnianym. I tam też nic się nie stało. Ja miałem dokładnie skojarzenie z tym filmem, bo widziałem dokładnie ten sam mechanizm: jeszcze nikt nikogo nie uderzył, na razie zamaskowani, ryczący, przeklinający, źle wychowani młodzi ludzie usiłowali zakłócić w Audytorium Maximum wykład akademickiego profesora, Magdaleny Środy - ocenił Tusk.
Przepychanki z ochroną
Jak poinformował we wtorek portal tvnwarszawa.pl, wczoraj wieczorem grupa ok. 50 zamaskowanych osób wtargnęła do auli Audytorium Maximum na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie swój wykład: "Moralność życia publicznego" miała wygłosić prof. Magdalena Środa. Agresorzy mieli na twarzach maski konia, małpy, klauna; wyrwali drzwi do sali, po czym tańczyli i krzyczeli "raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę". Doszło do przepychanek z ochroną, następnie interweniowała policja; dwie osoby zostały ukarane mandatem. Nikt nie został ranny. Donald Tusk podkreślił, że on sam czasem styka się z podobnymi sytuacjami, ale jako polityk "musi mieć grubą skórę". W ocenie premiera, jeśli będzie się okazywać obojętność wobec takich zdarzeń, "to na pewno za tydzień lub za miesiąc, ci sami lub inni zamaskowani osobnicy wejdą i kogoś uderzą, a jeszcze później uderzą profesora, który zdecydował się na taki wykład, a który nie odpowiada ich dość plugawym gustom". - Największym zagrożeniem będzie, jeśli będziemy udawali, że nic się nie stało, że nic nie zaczyna się dziać. Jeśli wszyscy bez wyjątku - od dyrektora uczelni przez liderów opinii publicznej, w tym polityków, media, jeśli nie będziemy reagowali w sposób jednoznaczny, to za miesiąc czy pół roku nie tylko będą ryczeć, ale będą bić. Nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości - przekonywał premier. Zapewnił, że jeśli tylko będzie taka możliwość, to służby państwa będą zapobiegać "takim przestępstwom czy wykroczeniom". - Na razie jesteśmy w szarej strefie, na razie można powiedzieć, że nic się nie stało, ale uważam, że to, co się stało, wymaga jakiejś szczególnej etycznej mobilizacji od nas wszystkich bez wyjątku - podsumował szef rządu.
Ukarani mandatami
Rzecznik stołecznej policji aspirant Mariusz Mrozek poinformował w środę, że osoby, które zakłócały porządek zostały wylegitymowane. Dwie z nich policjanci ukarali mandatami w wysokości 500 złotych. Do tej pory do KSP nie wpłynęło żadne zawiadomienie w tej sprawie. Rzeczniczka Uniwersytetu Warszawskiego Anna Korzekwa, odnosząc się do wtorkowego wydarzenia, oceniła, że było to zjawisko niespotykane na uniwersytecie od wielu lat. - Warto, żeby osoby, które walczą o wolność słowa na uniwersytecie zdjęły maski, zostawiły swoje sprzęty w szatni, usiadły w sali i próbowały dyskutować, a nie przerywać wykład. To do niczego nie prowadzi poza szumami, niepokojem - powiedziała rzeczniczka UW.
I dodała: - Zachęcamy do dyskusji, debaty, rozmów, a zniechęcamy do używania wulgaryzmów i organizowania takich akcji, które są znane z ulicy, a nie z uczelni. W najbliższym czasie nie widzę na uniwersytecie spotkań, które mogłyby wywołać podobne kontrowersje - powiedziała rzecznik i zaznaczyła, że jeśli podobne akcje miałyby się na UW powtarzać, uczelnia będzie na nie reagować podobnie jak we wtorek.
Autor: mn/ja / Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24