Od miesiąca w Ministerstwie Sprawiedliwości pracuje prokurator Leszek Pruski, człowiek, który - według "Dziennika" - w stanie wojennym oskarżać miał opozycjonistów, a potem wsławić się udziałem w głośniej, pijackiej imprezie, która zakończyła się międzynarodowym skandalem. Resort zaprzecza tym informacjom i żąda pilnego opublikowania sprostowania, a sam Pruski rozważa wystąpienie na drogę sądową przeciwko autorom tekstu i "Dziennikowi".
"Dziennik" napisał we wtorek, że prokurator Pruski otrzymał przed miesiącem stanowisko wicedyrektora wdepartamencie kadr, co dało mu w praktyce władzę nad awansami i dymisjami blisko 6 tys. polskich prokuratorów. Czy awans zawdzięcza wieloletniej znajomości z nowym szefem Prokuratury Krajowej Edwardem Zalewskim? - To był wniosek prokuratora krajowego - potwierdza, cytowana w tekście, rzecznik ministra Czumy Katarzyna Szeska. Zaznacza jednak, że nie chodziło o znajomości, ale o "doświadczenie zawodowe oraz wysoki poziom umiejętności (prokuratora) niezbędny do wykonywania postawionych przed nim zadań".
Zasłaniał się immunitetem?
Jednak o Pruskim do tej pory było głośno nie z powodu jego umiejętności zawodowych. "Dziennik" przytacza historię z 2005 r.. Patrol wrocławskiej straży miejskiej zainteresował się mężczyzną, który zataczał się na placu Solnym. Strażnicy postanowili odwieźć go do izby wytrzeźwień. To wywołało furię mężczyzny, który zagroził im wyrzuceniem z pracy. Podczas kłótni Pruskiemu wypadła z kieszeni prokuratorska legitymacja. Dzięki temu zamiast do izby trafił do domu.
Kilka miesięcy później Pruskim znów zajęły się organa ścigania. - Tym razem prokurator, jadąc autem, potrącił kobietę. Śledczy chcieli mu postawić zarzuty, ale oba incydenty skończyły się niczym: prokuratorski sąd dyscyplinarny nie zgodził się na uchylenie Pruskiemu immunitetu - czytamy w "Dzienniku".
- To nieprawda. W zakresie opisywanego zdarzenia drogowego, z uwagi na ustalenia śledztwa, Prokurator Rejonowy w Zielonej Górze sam wycofał wniosek o uchylenie immunitetu prokuratorowi Leszkowi Pruskiemu. Stwierdzenie mówiące o tym, jakoby Sąd Dyscyplinarny nie zgodził się na uchylenie immunitetu jest daleko idącym wprowadzeniem w błąd - napisała w odpowiedzi na tekst "Dziennika" rzecznik Szeska. Ministerstwo zaprzecza też wszystkim innym głównym tezom zawartym w artykule i żąda zamieszczenia sprostowania w trybie pilnym. Szeska poinformowała też w piśmie, że sam prokurator Pruski rozważa wystąpienie na drogę sądową przeciwko autorom tekstu i gazecie.
MS: Żądamy sprostowania
A jakie inne informacje pojawiły się w publikacji "Dziennika"? Międzynarodowym skandalem miała zakończyć się, według autorów tekstu, historia z września 2001 r., kiedy Pruski jako wiceszef Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu wziął udział w szkoleniu finansowanym przez Unię Europejską. Prowadzili je doświadczeni sędziowie z Francji. - To oni zszokowani zachowaniem trzech uczestników kursu donieśli Ministerstwu Sprawiedliwości o głośnej, pijackiej imprezie. Pruski, który był w tej trójce, zapłacił stanowiskiem - napisał "Dziennik". Także i tej informacji zaprzecza ministerstwo. Rzecznik Szeska zaznacza, że "odwołanie prokuratora nie miało nic wspólnego z incydentem we Francji, a sam Pruski w pijackiej imprezie nie brał udziału".
Ministerstwo najbardziej oburza jednak fakt, że gazeta zarzuciła Pruskiemu jakoby ten w stanie wojennym "w trybie doraźnym oskarżał opozycjonistów z Dolnego Śląska". - Chciał skazania Krzysztofa Mazurskiego, który protestował przeciwko internowaniu działaczy "Solidarności"”. W 1982 r. domagał się kary dla Mariana Muchy, w którego mieszkaniu spotykali się działacze "S" - czytamy w "Dzienniku"..
- Przytoczone w tekście nazwiska działaczy nie są znane prokuratorowi Pruskiemu. Informacje zawarte w tym fragmencie są nieprawdziwe. Prokurator nigdy nie oskarżał opozycjonistów z Dolnego Śląska - odpowiada kategorycznie rzecznik ministerstwa.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: PAP