Szwed - Anders Hoegstroem - nie przyznał się do zarzutu namawiania do kradzieży napisu "Arbeit macht frei" i składa obszerne wyjaśnienia - poinformowała rzeczniczka prokuratury Bogusława Marcinkowska. Mężczyzna jest przesłuchiwany w w krakowskiej Prokuraturze Okręgowej.
- Przesłuchanie podejrzanego będzie trwało do późnych godzin w poniedziałek i prawdopodobnie kontynuowane we wtorek - dodała rzeczniczka.
Hoegstroem ma własną wersję
W trakcie rozpoczętego w poniedziałek przed południem przesłuchania Anders Hoegstroem usłyszał zarzut nakłaniania dwóch Polaków do kradzieży napisu "Arbeit macht frei" znad bramy do obozu Auschwitz, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Nie przyznał się do zarzutu, składa obszerne wyjaśnienia w obecności wyznaczonego przez sąd obrońcy z urzędu i tłumacza.
W wyjaśnieniach podaje własną wersję. Zdaniem prokuratury będzie ona wymagała weryfikacji po zakończeniu przesłuchania podejrzanego. Prawdopodobnie będzie polegała na ponownym przesłuchaniu podejrzanych lub skazanych za kradzież napisu, lub konfrontacja podejrzanych.
- Z tego powodu dopiero w drugiej połowie tygodnia prokuratura podejmie decyzję, jakie środki zapobiegawcze zostaną zastosowane wobec podejrzanego. Grozi mu kara od roku do 10 lat pozbawienia wolności - poinformowała Bogusława Marcinkowska.
Był już karany
Prokuratura wyraziła zgodę na podawanie danych podejrzanego. Jak podała prokurator Marcinkowska, 35-letni Mats Anders Edwin Hoegstroem jest bezrobotnym nauczycielem wychowania fizycznego. Był już karany w Szwecji za udział w demonstracji na sześć miesięcy pozbawienia wolności, z których odsiedział 4 miesiące.
- Prokuratura od początku śledztwa podejmowała działania, które umożliwiłyby przesłuchanie podejrzanego w Polsce. Już w grudniu wystąpiliśmy do Królestwa Szwecji z wnioskiem o dane, które umożliwiłyby identyfikację podejrzanego. Potem sformułowaliśmy zarzut i zwróciliśmy się do sądu o zastosowanie 14-dniowego aresztu, a po uzyskaniu takiego postanowienia wydaliśmy list gończy i uzyskaliśmy od sądu Europejski Nakaz Aresztowania - przypomniała rzeczniczka prokuratury.
Hoegstroema przesłuchuje już inny prokurator. Prok. Piotr Kosmaty, który prowadził śledztwo w tej sprawie i zakończył wątek kradzieży napisu skierowaniem aktu oskarżenia do sądu, został delegowany do Prokuratury Apelacyjnej.
"Arbeit macht frei" zniknął w grudniu
Do kradzieży napisu doszło 18 grudnia 2009 roku. Odnaleziono go 70 godzin później we wsi koło Torunia. Sprawcy kradzieży, zatrzymani w tym samym czasie, pocięli go wcześniej na trzy części. Z ustaleń prokuratury wynika, że pięciu Polaków - wśród których znajdowali się wykonawcy i pośrednicy - działało na zlecenie pośrednika ze Szwecji.
Hoegstroema zidentyfikowała krakowska prokuratura na podstawie informacji otrzymanych w połowie stycznia ze Szwecji i po rozpoznaniu go przez dwóch podejrzanych. Na tej podstawie wydała postanowienie o przedstawieniu mu zarzutu podżegania do kradzieży napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury.
Po uzyskaniu z sądu decyzji o zastosowaniu 14-dniowego aresztu prokuratura wydała za nim list gończy, który był podstawą do wydania przez krakowski sąd Europejskiego Nakazu Aresztowania. Nakaz taki został wydany na początku lutego.
11 lutego podejrzany został zatrzymany w Sztokholmie i umieszczony w areszcie. Miesiąc później szwedzki sąd zdecydował, że Hoegstroem zostanie wydany Polsce. W ubiegły piątek sprowadzono go do Polski. Do Krakowa przyleciał policyjnym śmigłowcem.
W Szwecji Hoegstroem zaprzeczał wszystkim zarzutom i oświadczył, że pomógł polskiej i szwedzkiej policji oraz Interpolowi. Według niego, to właśnie dzięki jego informacjom polska policja mogła ująć przestępców i odzyskać napis.
Jak najszybciej "uporządkować sprawy"
Hoegstroem nie odwołał się jednak od postanowienia o wydaniu go do Polski. - Mój klient chce jak najszybciej uporządkować sprawy na miejscu w Polsce - mówił agencji TT adwokat Hoegstroema Bjoern Sandin. Ujawnił też, że nie wierzył on w powodzenie odwołania.
Jak dowiedziała się PAP z wiarygodnego źródła zbliżonego do śledztwa, Anders Hoegstroem mógł uniknąć aresztowania, gdyby sam stawił się przed polskimi organami ścigania, złożył wyczerpujące i zgodne z prawdą wyjaśnienia i wpłacił 100 tys. zł poręczenia majątkowego. Propozycję taką usłyszał na początku stycznia, kiedy zadzwonił do Polski i rozmawiał z prokuratorem prowadzącym śledztwo. Szwed nie odpowiedział na tę propozycję, nie podjął umówionego na tydzień później kontaktu. Dopiero wtedy prokuratura wystąpiła do sądu o jego aresztowanie na 14 dni, wydała za nim list gończy i na tej podstawie uzyskała od sądu Europejski Nakaz Aresztowania.
Trzech Polaków już skazanych
W prowadzonym przez polską prokuraturę śledztwie wątek trzech bezpośrednich sprawców kradzieży, którzy przyznali się do winy, został wyłączony ze śledztwa i zakończony aktem oskarżenia. Oskarżeni przyznali się do winy, złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze i zostali 18 marca nieprawomocnie skazani przez sąd na kary od półtora roku do dwóch i pół roku pozbawienia wolności i nawiązki pieniężne. Wyrok został wydany bez przeprowadzania procesu.
Aktem oskarżenia nie zostali objęci pozostali Polacy - Andrzej S. i Marcin A. Obaj kontaktowali się z podejrzanym o zlecenie kradzieży Hoegstroemem, dlatego prokuratura uznała, że bez przesłuchania Szweda materiał dowodowy przeciwko nim będzie niepełny.
W piątek, w dniu przywiezienia Hoegstroema do Polski, Minister Sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski spotkał się z Sekretarzem Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Królestwa Szwecji - Magnusem Grennerem. Jak poinformował PAP wydział prasowy Ministerstwa Sprawiedliwości, polski minister podziękował szwedzkim partnerom za "doskonałą współpracę, dzięki której możliwe było zatrzymanie i przekazanie obywatela Szwecji".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 (fot: PAP)