W środę premier Mateusz Morawiecki poinformuje o działaniach, jakie rząd podejmie w sprawie klasyfikacji maturzystów. Ten "plan awaryjny" odpowiada na niebezpieczeństwo nieklasyfikowania uczniów - poinformował szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 i tvn24.pl.
Przedstawiciele Ogólnopolskiego Międzyszkolnego Komitetu Strajkowego (OMKS) - zrzeszającego między innymi strajkujących nauczycieli nienależących do związków zawodowych - poinformowali we wtorek, że komitet podjął decyzję o przeprowadzeniu klasyfikacji maturzystów, jednak z niektórych miast, m.in. Łodzi, Poznania i Wrocławia, nadeszły sygnały o tym, że nauczyciele nie podzielają takiego stanowiska. W związku z tym część z nich nie chce klasyfikować uczniów.
Związek Nauczycielstwa Polskiego poinformował jedynie we wtorek wieczorem, że decyzja o klasyfikowaniu należy do rad pedagogicznych.
Sasin: dzisiaj wszystko stanie się jasne
Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin pytany w środę w "Rozmowie Piaseckiego", czy rząd ma "plan awaryjny", na wypadek, gdyby nie udało się przeprowadzić klasyfikacji uczniów, odpowiedział, że "oczywiście".
- Rząd musi mieć plan awaryjny. Dzisiaj wszystko stanie się jasne. Dzisiaj pan premier poinformuje o działaniach, jakie rząd podejmie w tej sprawie - zapowiedział.
- Mamy gotowe rozwiązanie. O szczegółach będzie dzisiaj informował premier Mateusz Morawiecki - podkreślił. - Będzie (ono - red.) odpowiadało na niebezpieczeństwo nieklasyfikowania części maturzystów - powiedział.
Szef KSRM wyraził jednocześnie nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji, iż nauczyciele odmówią klasyfikowania swoich uczniów.
Dopytywany, czy rząd przygotował w tej sprawie projekt ustawy, która umożliwia klasyfikowanie uczniów dyrektorom szkół, a nie radom pedagogicznym, powiedział, że temu "nie zaprzecza".
"Otwarte losowanie"
Jacek Sasin mówił również o przygotowaniach do oświatowego okrągłego stołu zaproponowanego przez premiera Mateusza Morawieckiego. Ma on się odbyć w najbliższy piątek na Stadionie PGE Narodowym. Do udziału w nim zaproszono m.in. rodziców, uczniów, nauczycieli, przedstawicieli związków zawodowych i reprezentantów środowiska oświatowego.
Związek Nauczycielstwa Polskiego, Forum Związków Zawodowych, Wolny Związek Zawodowy "Solidarność-Oświata" i większość organizacji pracodawców zapowiedziały, że nie wezmą udziału w okrągłym stole.
Jacek Sasin pytany, jaki sens ma dyskusja w gronie tysięcy ludzi, którzy mogą zgłosić chęć uczestnictwa w rozmowach, podkreślił, że w momencie przedstawiania formuły okrągłego stołu "bardzo wyraźnie było powiedziane, że to jest pewien mechanizm umożliwiający wskazanie pewnej reprezentacji środowiska rodziców".
- Ważne, żeby również rodzice przy tym stole mieli głos - podkreślił.
Dopytywany, jak rząd wskaże tę reprezentację osób, gość TVN24 odparł, że "w najbardziej demokratyczny sposób, czyli poprzez otwarte losowanie".
- Chcemy, żeby byli to ci rodzice, którzy aktywnie uczestniczą w życiu szkoły. Zamierzamy wybrać w ten sposób dwudziestoosobową reprezentację rodziców, tak żeby rodzice mogli mieć swój głos przy okrągłym stole - powiedział Sasin.
Dodał, że "zostały opracowane zasady, których będziemy przestrzegać". - Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, że te rozmowy pójdą jakoś nie tak. Jedynym niebezpieczeństwem, które w tej chwili widzę, jest to, że środowiska związków nauczycielskich (...) nie chcą w tych rozmowach uczestniczyć - ocenił.
- O co chodzi w tej sytuacji? Z jednej strony słyszymy nawoływania do rozmowy, słyszymy o tym, że trzeba również systemowo zmieniać polską oświatę, (ale - red.) w drugim kroku, kiedy jest możliwość (żeby - red.) rzeczywiście usiąść do stołu i rozmawiać, te środowiska tego odmawiają - zauważył Sasin.
Wyraził nadzieję, że ZNP, jego prezes Sławomir Broniarz i "przede wszystkim główny animator tego strajku, czyli Grzegorz Schetyna, zreflektują się".
Sasin: będzie czas na ocenę inicjatywy okrągłego stołu
Szef ZNP Sławomir Broniarz mówił we wtorek po rozmowach strony związkowców, pracodawców i rządu w sprawie organizacji oświatowego okrągłego stołu, że jego formuła jest "nieznana, niejasna i zupełnie niewyjaśniona".
- Proszę, żeby się pojawić na tych rozmowach w piątek. Zawsze będzie czas po tym inauguracyjnym posiedzeniu, żeby oceniać tę inicjatywę, natomiast najgorzej jest, kiedy z góry ktoś mówi, że rozmowa nie ma sensu - powiedział Sasin w "Rozmowie Piaseckiego".
Jego zdaniem, przy okrągłym stole zasiądzie nie więcej niż 80 osób. - Mówimy o 80 osobach na tych plenarnych posiedzeniach okrągłego stołu. Dodatkowo w tej formule mieszczą się również "podstoliki" w znacznie mniejszym obszarze, które będą wypracowywały już bardzo szczegółowe rozwiązania - dodał.
"Nie ma właściwie żadnego powodu, żeby strajkować"
Zorganizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych strajk w szkołach trwa od 8 kwietnia. Przystąpiła do niego też część nauczycieli z oświatowej Solidarności, a także niezrzeszeni.
Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów powiedział w "Rozmowie Piaseckiego", że rząd chciałby, żeby nauczyciele jak najszybciej wrócili do pracy. - Nie ma właściwie żadnego powodu, żeby strajkować - ocenił. - Jest na stole realna propozycja podwyżek już w tym roku o 15 procent. To znacząca podwyżka dla nauczycieli. Jest również perspektywa na kolejne lata dalej idących podwyżek, aż do poziomu ośmiu tysięcy złotych (brutto-red.) dla dyplomowanego nauczyciela (przy jednoczesnym zwiększeniu pensum-red.) - powiedział.
Oczekiwania
Rząd apeluje do ZNP i FZZ o podpisanie porozumienia, które 7 kwietnia zaakceptowała oświatowa Solidarność. W myśl porozumienia z Solidarnością, do przyznanej od stycznia podwyżki w wysokości 5 procent rząd zobowiązał się dodać 9,6 procent podwyżki we wrześniu. CZYTAJ: Na co jeszcze zgodziła się Solidarność > Rząd przedstawił także nowy kontrakt społeczny dla grupy zawodowej nauczycieli, obejmujący podwyżki i zmianę warunków pracy. W zeszły czwartek strona rządowa zaproponowała także podwyżkę płac od przyszłego roku dla nauczycieli dyplomowanych średnio o 250 zł, połączoną z podniesieniem pensum o 90 min. tygodniowo. Jak mówiła wicepremier Beata Szydło, program ten byłby rozłożony na dwa bądź trzy lata.
FZZ i ZNP odrzuciły przedstawioną przez rząd propozycję. Związki te pozostały niezmiennie przy postulowanej wcześniej 30-proc. podwyżce płac dla nauczycieli jeszcze w tym roku. Zaproponowały jednak – co było nowym elementem w negocjacjach - wdrożenie jej w trzech kolejnych terminach. Przedstawiony przez nie kalendarz wypłat obejmował zrealizowaną w styczniu tego roku podwyżkę w wysokości 5 proc. wynagrodzenia oraz zapowiedziany wcześniej przez rząd na 1 września wzrost płac o 9,6 proc. Kolejne 5-proc. podwyżki miałyby – według propozycji ZNP i FZZ - wchodzić w życie z początkiem października, listopada i grudnia.
Autor: js/adso / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24