- Wyznaczenie Grzegorza Napieralskiego na kandydata SLD w wyborach prezydenckich było jedynym wyjściem dla tej partii - ocenił wybór Sojuszu prof. Radosław Markowski. Zdaniem socjologa - dr. Jarosława Flisa - ta nominacja wiąże się z nadzieją, że lider partii może przyciągnąć więcej wyborców niż ktoś inny.
Profesor Markowski podkreślił, że katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem, w którym zginął m.in. kandydat SLD na prezydenta Jerzy Szmajdziński, postawiła Sojusz w "niełatwej sytuacji". - Mówiło się przecież nie tylko o tym, że kandydować może Jerzy Szmajdziński, ale i Jolanta Szymanek-Deresz - zwrócił uwagę Radosław Markowski z Instytutu Studiów Politologicznych PAN.
Sojusz bez wyjścia
Jego zdaniem, SLD "nie miało innego wyjścia" niż wystawienie Napieralskiego, ale - w opinii komentatora - nie ma on szans na wygranie wyborów prezydenckich. To, czy Napieralski uzyska lepszy czy gorszy wynik w wyborach jest uzależnione, w opinii Markowskiego, "paradoksalnie od wyniku kandydata PiS", zwłaszcza, jeśli będzie nim szef partii Jarosław Kaczyński.
- Jeśli kandydat PiS-u będzie groźny dla Komorowskiego, to bardzo źle wróży Napieralskiemu, bo elektorat SLD wesprze wówczas Komorowskiego, żeby uniknąć wygranej Kaczyńskiego - uważa politolog. Jeśli natomiast kandydat PiS będzie na tyle słaby, że nie będzie zagrożeniem dla kandydata PO marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, to Napieralski jest w stanie uzyskać dobry wynik w wyborach.
"Kandydowanie żeby nikt nie zapomniał"
Podobnie wybór SLD ocenia socjolog - dr Jarosław Flis z UJ. - Ta decyzja wynikać może z oceny, że nie ma co kombinować z wystawianiem Ryszarda Kalisza czy Marka Siwca, że jeśli w wyborach będzie kandydować lider partii, to jej wyborcy skupią się właśnie wokół niego - powiedział Flis.
W jego opinii "nikt jednak nie liczy na zwycięstwo SLD w tych wyborach". - To jest kandydowanie po to, aby nikt o partii nie zapomniał, by nie wypadła ona z obiegu. Niezależnie od tego, kto by wystartował, będzie mieć na sobie odium porażki - ocenił doktor. W jego opinii, walka kandydata SLD w wyborach prezydenckich "z pewnością nie jest walką o realne zwycięstwo, a jedynie o zwycięstwo relatywne". - To nie jest coś, co mobilizuje, pociąga i skłania do niezwykle wytężonej pracy - uważa socjolog.
- Może być też tak, że to jakaś intryga uprzejmych kolegów Napieralskiego, obliczona na to, że jeśli uzyska on słaby wynik, a nie jest to wykluczone, to będą się oni starali na tej podstawie pozbawić go przywództwa w partii, wytykając mu jego słabość - powiedział Flis. - Inna hipoteza jest taka, że Napieralski się przy tej okazji wypromuje, będzie postacią rozpoznawalną - w końcu on także za 20 lat będzie mógł być kandydatem" - ocenił Flis.
Decyzję o tym, że Napieralski będzie kandydował w wyborach prezydenckich, podjął w czwartek zarząd krajowy SLD.
Źródło: PAP