Tymczasowy areszt na trzy miesiące zastosował sąd wobec siedmiu żołnierzy oskarżonych o zabójstwo afgańskich cywili - poinformował sąd wojskowy w Poznaniu.
Sąd, rozpatrując odrębnie wszystkie siedem wniosków prokuratury o aresztowanie żołnierzy uznał, że istnieje groźba mataczenia ze strony podejrzanych. Chciał także zabezpieczyć postępowanie, ponieważ wszyscy żołnierze zagrożeni są wysoką karą. Sześciu z nich grozi dożywocie, siódmemu z nich do 25 lat więzienia.
Jak poinformował płk Piotr Tabor z poznańskiego sądu wojskowego, sędziowie uznali także, że materiały prokuratury wskazują na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez żołnierzy zarzucanych im czynów. Żołnierzom - dwóm oficerom, dwóm podoficerom i trzem starszym szeregowym - przysługuje zażalenie od decyzji sądu, w ciągu siedmiu dni od jej ogłoszenia.
Jest nagranie ofiar tragicznej akcji Wcześniej obrońca żołnierzy, mecenas Jakub Kolańczyk poinformował, że istnieje nagranie ofiar tragedii w Afganistanie. Jak twierdzi, film został nagrany przez żandarmerię po zdarzeniu, a nie przez oskarżonych żołnierzy w czasie akcji. Prokuratura nie potwierdza na razie czy w zgromadzonym materiale dowodowym znajduje się film.
Zdaniem Kolańczyka, informacje o tym, że to żołnierze nagrali zdarzenie są "absurdalne i nieprawdziwe" (napisały o tym "Dziennik" i "Gazeta Wyborcza). Według niego, to żandarmi, którzy przybyli na miejsce po akcji, nagrali ciała ofiar. - Tego nie podnosi nawet prokuratura - ocenił. Jak powiedział obrońca, wojsko stanowi jedną drużynę i "nic nie dzieje się bez rozkazu". - A rozkazy wydaje dowódca - podkreślił.
Mecenas rozmawiał z dwoma żołnierzami. - Jeden z nich powiedział mi, że wolałby zginąć w Afganistanie, gdyż wróciłby jako bohater. A żona dostałaby rentę - mówił. Podkreślił, że z żołnierzami nie rozmawiał o samych zarzutach, lecz o emocjach i lękach dotyczących tej sprawy.
Oskarżeni o zabicie cywilów Sąd wojskowy w Poznaniu po godz. 12 rozpoczął przesłuchania żołnierzy oskarżonych o zabójstwo ludności cywilnej w Afganistanie. To on ma podjąć decyzję, czy oskarżeni trafią do aresztu.
Wojskowa prokuratura postawiła zarzuty siedmiu żołnierzom za sierpniową akcję w miejscowości Nangar Khel. Sześciu z nich, oskarżonych o zabójstwo ludności cywilnej grozi dożywocie. Siódmy usłyszał zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny.
Wszyscy zatrzymani byli żołnierzami jednostki wojskowej z Bielska-Białej. W Afganistanie stanowili 1. pluton szturmowy Zespołu Bojowego "C" Polskiego Kontyngentu Wojskowego.
Tragiczny patrol 16 sierpnia polski patrol wjechał na minę koło 30 kilometrów od bazy w Wazi Kwa. Wybuch uszkodził dwa wozy, a unieruchomioną kolumnę z pobliskich wzgórz ostrzelali talibowie. Polacy odpowiedzieli ogniem i wezwali posiłki.
Po kilku godzinach na miejsce dotarł pluton szturmowy komandosów z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej. Ruszyli w pościg za Afgańczykami. Znalezione niedaleko ostrzelanej kolumny ślady motoru doprowadziły ich do wioski Nangar Khel.
Według pierwotnie przedstawianej przez żołnierzy wersji wydarzeń – którą, jak przyznali, uzgodnili między sobą po fakcie – w wiosce przywitał ich ostrzał talibów. Polacy odpowiedzieli – najpierw ogniem karabinu maszynowego, potem strzelali z moździerza.
Jak ustaliła prokuratora, żadnych talibów nie było, a żołnierze nie byli w niebezpieczeństwie. Jednak na rozkaz dowódcy otworzyli ogień do bezbronnej wioski. Zginęło sześć osób, w tym kobiety i dzieci. Żołnierze odpowiedzą też za okaleczenie trzech kobiet, którym potem amputowano ręce lub nogi.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24