Już piąty rok trwa walka matki 5-letniego Jasia cierpiącego na autyzm o rentę specjalną. Jak się okazuje, dla ZUS-u choroba dziecka nie ma znaczenia.
Jaś urodził się w szóstym miesiącu ciąży - dwa dni po tym, jak pani Beata Jurga dowiedziała się, że jej mąż i syn zginęli w wypadku samochodowym. Od momentu, gdy lekarze stwierdzili u chłopca autyzm, kobieta rozpoczęła walkę o przyznanie renty rodzinnej. Na razie utrzymuje się z zasiłku pielęgnacyjnego i alimentów, które płaci dziadek Jasia.
Siedem miesięcy za krótko
ZUS odmówił jednak przyznania świadczenia, twierdząc, że mężczyzna pracował o siedem miesięcy za krótko i zapłacił za mało składek. To, że dziecko jest chore, nie ma żadnego znaczenia. - Głównym kryterium są przesłanki ubezpieczenia - tłumaczył Radosław Milczarki z biura prasowego ZUS. Kobieta wystąpiła więc o przyznanie renty na szczególnych warunkach - na taką musi się zgodzić prezes ZUS. I tu również spotkała się z odmową. Zdaniem ubezpieczyciela, nic nie tłumaczyło pracy ojca dziecka na czarno. - Nie oczekuję litości. Chce równych szans, o których tak wiele się mówi na każdym kroku - mówi pani Beata. - ZUS powinien być bardziej ludzki - dodaje.
"Nieludzkie" przepisy
Zdaniem biura Rzecznika Praw Obywatelskich przypadek pani Beaty to dowód na to, że obowiązujące przepisy nie są adekwatne do obecnej sytuacji na rynku pracy. Jaś ma pięć lat. Nie potrafi mówić, ale rozumie, co się do niego mówi. Wymaga jednak indywidualnej terapii. Tam gdzie mieszka nie ma żadnej placówki, do której mógłby chodzić, dlatego musi dojeżdżać do Łodzi i Krakowa.
Autor: rf / Źródło: Prosto z Polski
Źródło zdjęcia głównego: Prosto z Polski