Badaniom mających wskazać "trwałe i istotne oszpecenie" zostanie ponownie poddanych 85 poszkodowanych w pożarze hali Stoczni Gdańskiej w 1994 r. Zdecydował tak sąd, bo od czasu tragedii zmieniły się przepisy i trzeba dostosować do nich lekarskie orzeczenia.
Proces oskarżonych o nieumyślne doprowadzenie do tragedii w listopadzie 1994 r. , toczy się już po raz trzeci. W pożarze, który wybuchł w czasie koncertu rockowego, w gdańskiej hali zginęło siedem osób, a ponad 280 zostało rannych, w tym około 120 odniosło cięższe obrażenia.
Teraz sąd chce, by poszkodowani, w sumie 85 osób jeszcze raz przeszło badania lekarskie. Jak wyjaśnił przewodniczący składu sędziowskiego Robert Studzienny, chodzi o ustalenie, czy są to ciężkie obrażenia w znaczeniu zapisów kodeksu karnego, a więc czy poszkodowani ulegli trwałym i istotnym zeszpeceniom.
Będą badania, będą mowy końcowe
Według prokuratora Krzysztofa Prochowskiego, badania są tym bardziej niezbędne, że poszkodowani przechodzili po pożarze liczne zabiegi, trudno więc orzec o trwałości i skali zeszpecenia.
Badania, po których biegli będą mogli wydać opinię w tej sprawie, zostały zaplanowane na koniec maja. Kolejną rozprawę wyznaczono na 10 czerwca.
Według przewodniczącego składu sędziowskiego, jeśli na badania stawią się wszyscy poszkodowani, jest możliwe, że 10 czerwca sąd, po zapoznaniu się z opiniami lekarzy, wysłucha mów końcowych stron.
Tragedia sprzed lat
Do pożaru doszło 24 listopada 1994 r. w stoczniowej hali, kiedy odbywała się bezpośrednia transmisja satelitarna z Berlina z wręczenia nagród MTV. Towarzyszył jej koncert zespołu Golden Life.
W hali znajdowało się ok. 700-800 osób. Według świadków pożaru, ogień wybuchł niemal jednocześnie na widowni, gdzie zapaliły się ławki, oraz na drewnianym dachu. Ludzie w popłochu rzucili się do wyjścia. Z pięciu drzwi hali, tylko trzy były otwarte. Pozostałe były zamknięte na kłódkę.
Pierwsza przybyła na miejsce jednostka Straży Pożarnej nie mogła zająć się gaszeniem ognia, ponieważ musiała najpierw udrożnić drogi ewakuacyjne. Akcja wyprowadzenia z budynku uczestników imprezy trwała ok. 20 minut. Temperatura wewnątrz hali sięgała 1000 stopni.
Prokuratura ustaliła w trakcie śledztwa, że pożar w hali był wywołany podpaleniem. Do dziś nie udało się jednak wykryć sprawcy. O nieumyślne spowodowanie tragedii oskarżeni zostali: były komendant stoczniowej Straży Pożarnej Jan S., ówczesny kierownik hali Ryszard G. oraz organizatorzy imprezy Tomasz T. i Jarosław K.
mac/iga
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP